Wielkopolanie łatwo znajdują pracę i dużo pracują, ale zarabiają raczej kiepsko
Nawet w tych branżach, w których zarabia się rekordowo, w Wielkopolsce zarabia się mniej niż gdzie indziej. Mieszkańcy województwa oceniają swój realny wzrost płac jako znacznie niższy niż wynikałoby ze statystyk.
Chcesz być krezusem w Wielkopolsce? Zatrudnij się w przedsiębiorstwie z branży informatycznej i komunikacyjnej. Jak wynika z marcowych danych Głównego Urzędu Statystycznego, pracownicy tych firm mogą pochwalić się najwyższymi zarobkami. Ich przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto wynosi w naszym województwie 6649 zł, i w porównaniu do tego samego okresu w 2014 r. wzrosło o ponad tysiąc złotych (5316 zł).
- Pracę w branży IT rozpoczynałem cztery lata temu od niewielkiej polskiej firmy. Na początku miesięczne wynagrodzenie wynosiło około 3 tys. zł, ale wraz ze zmianą pracodawcy szybko zaczęło rosnąć
- tłumaczy Mateusz, absolwent budownictwa na Politechnice Poznańskiej.
Młody informatyk trafił do międzynarodowej korporacji, gdzie został analitykiem infrastruktury IT. - Swoją karierę w tym miejscu zakończyłem na 6 tysiącach miesięcznie, wtedy też wybrałem karierę w dużej firmie farmaceutycznej - kontynuuje Mateusz. Dziś pracuje jako service delivery menager, realizując projekty z zakresu finansów, cloud computing oraz infrastruktury IT. - Mam sporo obowiązków, ale wynagrodzenie jest bardzo dobre, 13 tys. zł na rękę - tłumaczy.
Na średnie miesięczne zarobki nie powinni też narzekać Wielkopolanie zajmujący się obsługą rynku nieruchomości, te wynoszą bowiem 4862 zł (trzy lata temu było to 4500 zł). Na płacowym podium znajdują się także osoby zatrudnione w przemyśle (4399 zł), a dalej, w budownictwie. W tej ostatniej od ponad 20 lat działa pan Marek, prowadząc rodzinną firmę, zajmującą się produkcją i montażem drzwi i okien pcv w Poznaniu. Obecnie zatrudnia on blisko 20 pracowników, których średnia godzinowa stawka wynosi 15 zł netto, ci najlepsi mogą jednak liczyć na więcej.
- W naszej branży mamy do czynienia z rynkiem pracownika, bo najlepsi fachowcy uciekli do Wielkiej Brytanii, a młodzi nie garną się do wyuczenia konkretnego zawodu - przyznaje przedsiębiorca. Przez ostatnie cztery lata regularnie dawał podwyżki swoim pracownikom. - Ostatnią otrzymali jesienią - 5 proc. do stawki godzinowej. Za budownictwem znajduje się przetwórstwo przemysłowe (4285 zł brutto miesięcznie). W jednej z niemieckich firm z tej branży zlokalizowanych w powiecie poznańskim, jako specjalista ds. logistyki od niecałych 10 lat, zatrudniony jest Bartłomiej. Jego miesięcznie wynagrodzenie wynosi od trzech lat 6,4 tys. zł na rękę. - Dodatkowo mogę liczyć na 13. pensję, ale najbardziej atrakcyjny jest pakiet medyczny. Do tego pracownicy mogą liczyć na dodatkowe ubezpieczenie oraz pakiet sportowy - mówi.
Najgorzej zarabiającą branżą w województwie jest zakwaterowanie i gastronomia. Dane GUS wskazują, iż w marcu przeciętna pensja brutto wynosiła tu 2955 zł.
- Tradycyjnie gorszą sytuację mają mieszkańcy wsi, z pominięciem rolników, których zarobki są niższe od tych metropolitarnych średnio o tysiąc złotych - tłumaczy dr hab. Sławomir Kalinowski, ekonomista z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, badający poziom życia, ubóstwa i bezrobocia obszarów wiejskich.
- W ich przypadku dochody nie mają charakteru ciągłego, wynagrodzenie jest nietrwałe i niedookreślone, ponieważ bazuje na umowach cywilno-prawnych. Można więc powiedzieć, że im dalej od stolicy Wielkopolski, tym sytuacja jest gorsza, a zarobki niższe - dodaje.
Poszukiwani, źle opłacani
Wielkopolska może co prawda pochwalić się bardzo niskim bezrobociem, które według Wojewódzkiego Urzędu Pracy obecnie wynosi 4,6 proc. (dane za kwiecień) i spadło o 5 proc. w porównaniu do końca 2013 r., ale przeciętna pensja wynosząca 4118 zł jest niższa niż w innych województwach. Co więcej, nie istnieje prosty związek między zapotrzebowaniem na pracowników a ich wynagrodzeniami. O ile w przypadku niektórych zawodów deficytowych, takich jak specjaliści IT, pracodawcy oferują coraz wyższe stawki, o tyle innych fachowców są mniej skłonni kusić wysokimi pensjami.
Do najbardziej poszukiwanych zawodów należą pielęgniarki. Zapotrzebowanie jest tak duże, że Centrum Medyczne HCP podpisało umowę na szkolenie pielęgniarek z Ukrainy. Odbywając w szpitalu praktyki, będą zdobywały uprawnienia do pracy w krajach Unii Europejskiej, później zaś będą musiały przepracować określony czas w polskich szpitalach. Biorąc pod uwagę różnicę w płacach na Ukrainie i w Polsce, dla pielęgniarek zza wschodniej granicy będzie to rozwiązanie opłacalne. Doświadczenie w polskim szpitalu otworzy im także drogę do pracy w Europie Zachodniej, gdzie polskie pielęgniarki są bardzo poszukiwane.
Mimo że o podwyżkach dla pielęgniarek było bardzo głośno, w praktyce wzrost zarobków nie był aż tak spektakularny, jak mogłoby się wydawać.
- Podwyżki od dyrektora nie dostałyśmy od siedmiu lat - mówi pielęgniarka z 30-letnim stażem i dwoma specjalizacjami, pracująca w poznańskim szpitalu, którym Wielkopolska się chwali. - Ostatnia podwyżka inflacyjna, którą dostałyśmy na mocy porozumienia podpisanego z dyrekcją przez związki zawodowe, to niespełna 300 zł netto. 800 zł, wywalczone w ministerstwie, o którym mówiło się w telewizji? Ostatecznie dostajemy z tego 460 zł, a i to w postaci premii.
Ta jednak jest zależna między innymi od obecności w pracy. Zwolnienie lekarskie z powodu choroby sprawia, że pielęgniarka nie otrzymuje premii.
- Powiedziałabym, że jeśli wszystko się dobrze ułoży zarabiam około 500 zł więcej niż pięć lat temu - przyznaje kobieta. - Jeśli jednak zdarzy mi się zachorować lub mam mniej dyżurów nocnych i świątecznych, to zarobki przez ostatnie lata pozostały właściwie bez zmian.
Jeśli chodzi o wysokość wynagrodzeń, placówka plasuje się nieco poniżej średniej w poznańskich szpitalach. Nie zmienia to jednak faktu, że pensje pielęgniarek tam i tak są znacząco wyższe niż w wielu szpitalach powiatowych. Stąd nie brakuje pań dojeżdżających do pracy po kilkadziesiąt kilometrów.
Odeszli, teraz wracają
Zofia Kaczmarek, pracująca w jednej z poznańskich „Biedronek”, od czterech lat przyznaje, że jej płaca od początku pracy wzrosła o około 400 zł brutto.
- Podwyżki są uzależnione od stażu pracy - wyjaśnia. - Po roku było to chyba 50 zł, potem stopniowo kwoty rosły. Jest jeszcze premia, jak ją nazywamy, za niechorowanie. Oprócz zwolnienia lekarskiego traci się ją także za wzięcie urlopu na żądanie. Ogólnie nie narzekam, ale słyszałam, że w innych sieciach zarabia się nieco więcej. Inna rzecz, że kwoty podawane do publicznej wiadomości zawierają już wszystkie możliwe premie i dodatki. Tak naprawdę na konto zazwyczaj wpływa mniej.
Jak podkreśla, nie ma powodów do narzekania na warunki pracy. Przestrzegany jest i czas pracy, i przepisy BHP. - Tak jest, od kiedy pracuję - mówi Zofia Kaczmarek. - Nie pamiętam czasów, kiedy pracownicy masowo odchodzili. Ale znam takie osoby, które wtedy z powodu warunków pracy zrezygnowały, a teraz wracają - mówi.