Wkręcali ludzi w kredyty - zatrzymała ich policja
Prokurator zarzuca doradcom finansowym działanie w zorganizowanej grupie przestępczej. Pokrzywdzonych może być nawet kilka tysięcy osób, w tym Opolanie.
Jest przełom w sprawie doradców finansowych ze spółek Proculus, Council i Ei Global, którzy namawiali m. in. Opolan na wysokie kredyty i pobierali od tych transakcji prowizje liczone w dziesiątkach tysięcy zł.
Na łamach nto już we wrześniu zeszłego roku obnażyliśmy metody działania oszustów. Po naszym tekście na policję i do prokuratury zaczęli zgłaszać się kolejni pokrzywdzeni, którzy skojarzyli swoje przypadki z opisanymi w nto.
Doradcy finansowi pochodzili z woj. dolnośląskiego, opolskiego i małopolskiego. Główna siedziba mieściła się we Wrocławiu, ale poszukiwali klientów w całym kraju. Uruchamiali kredyty na kwoty sięgające nawet 300 tys. złotych, mimo, że z góry było wiadomo, iż klienci nie są w stanie takich sum spłacić. Oszuści sprytnie omijali przy tym bankowe systemy, które miały zapobiegać takim sytuacjom.
Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Regionalna we Wrocławiu. Policja zatrzymała właśnie sześć osób, które specjalizowały się w załatwianiu takich kredytów. Prokuratura zarzuca im działanie w grupie przestępczej na ogromną skalę - porównywalną z aferą Amber Gold.
- Działania członków grupy przestępczej doprowadziły do niekorzystnego rozporządzenia mieniem tysiące osób, pozostających w trudnej sytuacji finansowej - mówi Anna Zimoląg z Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu. - Wprowadzano pokrzywdzonych w błąd co do istotnych okoliczności zaciąganych przez nich zobowiązań, wykorzystując ich ogólny brak rozeznania w sprawach finansowo-bankowych. Pośrednicy wykorzystywali często też wiek i choroby, których procesy i skutki w istotny sposób utrudniały pokrzywdzonym rozumienie znaczenia i konsekwencji zawieranych umów, a czasem nawet zapoznanie się z ich treścią.
Pan Jan z Przywór pod Tarnowem Opolskim dostał taką umowę do podpisania zaraz po operacji zaćmy. Pośrednicy uruchomili mu kredyt na 164 tys. złotych. - Nie wiadomo ani kto kontaktował się z mężem, ani jak przekonał go do złożenia podpisów. Od męża tego się już nie dowiem, bo popełnił samobójstwo - opowiada nam wdowa.
Grupę doradców finansowych rozpracowywali funkcjonariusze wydziału do walki z przestępczością gospodarczą oraz kryminalni z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Współpracowali m.in. z opolską policją i prokuraturą. Na razie zarzuty usłyszała szóstka podejrzanych. Ale sprawa jest rozwojowa, prokuratura nie wyklucza kolejnych zatrzymań.
- W trakcie prowadzonych czynności policjanci zabezpieczyli m.in. dokumentację, komputery i nośniki pamięci - relacjonuje asp. szt. Paweł Petrykowski, rzecznik dolnośląskiej policji. - Straty mogą sięgać nawet kilkunastu milionów złotych.
Podejrzani uzyskali tak ogromną sumę stosując kilka sprytnych sztuczek. Obiecywali klientom, że są w stanie usunąć z Biura Informacji Kredytowej dane uniemożliwiające zaciągnięcie kredytu. Następnie namawiali swoje ofiary, by wciągnęły do „interesu” swoich znajomych, wmawiając tym drugim, że będą jedynie „opiekunami kredytów”. W rzeczywistości zaciągano na ich nazwiska kolejne zobowiązania.
- Podejrzani ukrywali też przed pokrzywdzonymi udział w zawieraniu umów kredytowych innych pośredników, których prowizja dodatkowo podnosiła koszty - tłumaczy prokurator Anna Zimoląg. - O tym pokrzywdzonych nie informowano, a opłaty za pośrednictwo liczone były od wartości kredytu i wynosiły ok. 20 proc. dla jednego pośrednika.
Co więcej, bardzo często na jedną osobę pośrednicy zaciągali jednocześnie kilka kredytów w tym samym czasie w różnych bankach. Wykorzystywali w ten sposób luki w systemie, który potrzebował czasu, żeby zaktualizować dane o kredytach.
Bardzo często na jedną osobę pośrednicy zaciągali jednocześnie kilka kredytów w tym samym czasie w różnych bankach. Wykorzystywali w ten sposób luki w systemie, który potrzebował czasu, żeby zaktualizować dane o kredytach.
- Ta praktyka prowadziła do obciążania pokrzywdzonych kolejnymi opłatami i generowania w ten sposób zysku pośredników - dodaje prok. Zimoląg.
Wykorzystując właśnie tę sztuczkę kredyt pana Mirosława ze Strzelec Opolskich urósł w krótkim czasie z 90 tys. do 300 tys. zł. Mężczyzna stracił płynność finansową, a jego majątek zajął komornik, bo pan Mirosław nie był w stanie spłacać po 3 tys. zł miesięcznie (to więcej niż zarabia).
- Ci pseudodoradcy zniszczyli mi życie - mówi dziś. - Mam nadzieję, że będą z tego rozliczeni, a sąd unieważni umowy, które były zaciągnięte na moje nazwisko.
W tej sprawie wprowadzani w błąd byli także pracownicy banków, bo otrzymywali nieprawdziwe dane o kredytobiorcach.