Wołynianka po mieczu
Przed tygodniem na opolskim cmentarzu przy udziale kilkuset żałobników, władz województwa, miasta, uniwersytetu i przedstawicieli mediów odbył się pogrzeb Danuty Berlińskiej – jednej z najbardziej znanych i szanowanych opolanek.
Wiadomość o śmierci dr Danuty Berlińskiej odebrałem jak cios między oczy. Gdy słyszymy o śmierci, zawsze przyjmujemy to z konsternacją i żalem, ale gdy dotyczy to kogoś bliskiego, czujemy, jak śmierć ociera się o nas. Jak wyrywa z nas, z naszego świata jakąś ważną część naszego osobistego życia. I tak jest w przypadku Danuty Berlińskiej, z którą przez lata, a często na co dzień współpracowałem, szczególnie w okresie, gdy pełniła obowiązki rzecznika prasowego rektora Uniwersytetu Opolskiego w czasie moich kadencji rektorskich.
W trakcie uroczystości pogrzebowych najczęściej przywoływana jest sentencja: „Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”. Nie wiem, czy Danuta Berlińska powstała z prochu, ale przeżyłem mocno fakt, stojąc w tłumie jej przyjaciół przed jej prochami.
Nie mogłem się pogodzić, że oto ta jedna z najbardziej fascynujących, pogodnych, charyzmatycznych osobowości na Śląsku Opolskim odeszła na zawsze. Że z pejzażu Opola ubyła tak dynamiczna i wszechobecna postać. To jest największa tajemnica i fenomen ludzkiego życia, że nagle się kończy, że odpływa gdzieś – w zaświaty – i nigdy już nie wróci. Zostaje tylko wielki żal i ból, a później wyciszenie i już tylko wspomnienie i pamięć.
Nauka jako misja
Są ludzie, dla których nauka jest rutynowym zajęciem. Są ludzie, dla których nauka jest powołaniem. Dla dr Danuty Berlińskiej nauka była czymś więcej niż powołanie i zajęcie. Była sensem życia i sposobem jej funkcjonowania. Jeżeli istnieje parnas dla tych, którzy ukochali najwznioślejsze ludzkie wartości, takie jak dobroć i prawość, jak uczciwość i sprawiedliwość, jak oddanie drugiemu człowiekowi i ofiarność, to Danuta Berlińska zajmuje na tym parnasie miejsce poczesne. Oto jej droga do naszego opolskiego parnasu.
Genealogia rodzinna
Danuta Berlińska wywodziła się ze starej rodziny kresowej. Jej dziadkowie – Aniela z Dawidowiczów i Felicjan Bober – mieszkali na Wołyniu, w Antonówce i Wilczach. Byli rolnikami. Jej ojciec – Walenty Bober (1922-2007) urodził się w Antonówce w powiecie łuckim. Miał siedmiu braci i dwie siostry. Jako jedyny ukończył szkołę powszechną. Rodzice mieli skromne gospodarstwo rolne i nie wiodło im się najlepiej, ale żyli w miarę spokojnie i szczęśliwie, choć tuż przed wybuchem wojny zmarł powszechnie szanowany nestor rodziny – Felicjan Bober.
Wybuch II wojny światowej przyniósł na Wołyń czas apokalipsy – dwie okrutne okupacje: sowiecką i niemiecką oraz banderowskie rzezie. Aby ocalić życie, Aniela Boberowa, ostrzeżona przez życzliwego jej sąsiada Ukraińca, wspólnie z dziećmi zbiegła do lasu. Tej nocy gospodarstwo Boberów zostało spalone, a inwentarz rozkradziony. Cała rodzina przez pewien czas żyła w wykopanej w lesie ziemiance, by następnie schronić się w słynnym Przebrażu – w warownym obozie, gdzie broniło się około 20 tysięcy polskich uciekinierów osaczonych przez zbrodnicze oddziały UPA. Boberowie brali czynny udział w tej sławetnej samoobronie, która zakończyła się zwycięstwem. Ocalili życie. Ale gdy na te tereny weszli ponownie Sowieci, ratując się przed wcieleniem do Armii Czerwonej, pięciu braci Boberów zaciągnęło się do armii gen. Berlinga.
Walenty Bober, z racji wcześniejszego wykształcenia, został skierowany do szkoły podoficerskiej w Sumach. Ukończył ją w stopniu starszego sierżanta i 3 listopada 1944 roku został wcielony do IV brygady I Korpusu Pancernego, obejmując stanowisko dowódcy czołgu i ze swoją załogą podążył przez pola bitewne na zachód. Doszedł aż do Budziszyna, gdzie 23 kwietnia 1945 roku został ciężko ranny.
Nieludzkim wysiłkiem wyciągnięto go z płonącego czołgu. Po rekonwalescencji, wiedząc, że nie może już wracać w rodzinne strony, bo Wołyń wszedł w skład republiki ukraińskiej, postanowił osiedlić się z całą rodziną w Stanominie – wiosce nieopodal Inowrocławia, na Kujawach. Tam zamieszkała Aniela Boberowa, otrzymując rekompensatę za ziemie utracone na Wołyniu, i jej sześciu synów. Tylko Florian opuścił Stanomin i osiadł w Puszynie koło Korfantowa, w województwie opolskim, bo tam los rzucił rodzinę jego żony.
Ojciec Danuty Berlińskiej, Walenty Bober, ukończył w 1950 roku Technikum Ekonomiczne i ożenił się z mieszkanką sąsiedniej wsi Wonorze – Krystyną Rusinek (1925-2015), również żołnierzem armii Berlinga, która uczestniczyła w zdobyciu Berlina i cudem przeżyła epidemię tyfusu, uratowana przez rosyjskiego lekarza. Po ślubie Krystyna i Walenty Boberowie przenieśli się do Gniewkowa. Tam urodził się ich pierwszy syn – Ryszard, dwa lata później na świat przyszła Danuta. Walenty Bober był w Gniewkowie prezesem gminnej spółdzielni.
W 1953 roku Boberowie przenieśli się do Inowrocławia i w tym mieście upłynęły lata młodości Danuty. W 1971 roku ukończyła jako prymuska Liceum Ogólnokształcące im. Marii Konopnickiej w Inowrocławiu i następnie podjęła studia na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na kierunku socjologia, który ukończyła również z wyróżnieniem jako uczennica prof. Stanisława Kozyr-Kowalskiego.
W lecie 1973 roku, jeszcze jako studentka Uniwersytetu Poznańskiego, dość przypadkowo poznała w Opolu nad Młynówką Mikołaja Berlińskiego – rok od niej starszego studenta Politechniki Wrocławskiej. Oboje byli działaczami Zrzeszenia Studentów Polskich i wyruszali na wędrowny obóz studencki do Rumunii. Ten obóz związał ich na całe życie. Ślub wzięli w 1980 roku i – z urodzenia Kujawianka, z wykształcenia Wielkopolanka Danuta Boberówna postanowiła przenieść się na stałe do Opola, do swego męża Mikołaja Berlińskiego, w tym czasie młodego inżyniera pracującego na opolskich budowach. Szybko stali się rodzicami dwóch synów – Jakuba (1981) i Krzysztofa (1982), dziś absolwentów uczelni poznańskich, którzy w stolicy Wielkopolski osiągnęli mocną, stabilną pozycję społeczną: Jakub jako wysoko ceniony programista-informatyk, a Krzysztof jako analityk bankowy. Danuta Berlińska doczekała się trojga wnucząt: Pauliny, Przemka i Oli.
W opolskim świecie akademickim
W listopadzie 1980 roku Danuta Berlińska otrzymała etat w Instytucie Śląskim w Opolu i podjęła pracę badawczą nad przemianami postaw klasy robotniczej w zespole badawczym prof. Władysława Kwaśniewicza. Wówczas też związała się z ruchem „Solidarność”. Spod jej pióra zaczęły wychodzić interesujące artykuły naukowe i publicystyczne o tematyce socjologicznej. W roku 1985 napisała studium socjologiczne pt. „Proces wchodzenia Ślązaków w społeczeństwo polskie na przykładzie społeczności lokalnej” oraz „Problemy więzi regionalnej i obraz Niemiec wśród mieszkańców wsi opolskiej”. Powoli stawała się ekspertem w sprawach mniejszościowych na Śląsku, często komentującym wydarzenie, które zachodziły wówczas pod wpływem burzliwych przemian, jakie niosło życie polityczne u schyłku PRL i na początku III RP.
Pracowała wówczas w zespołach pod kierunkiem Andrzeja Pasierbińskiego. Jej główne artykuły z tego czasu, napisane ze swadą i lekkością publicystyczną, to „Ziemia rodzinna i jej korelaty w świadomości młodzieży” oraz „Ślązacy jako wspólnota regionalna w świetle badań socjologicznych”. W 1990 roku na zlecenie Fundacji Batorego była wspólnie z prof. Radosławem Markowskim i Tomaszem Żukowskim z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN autorką koncepcji badawczej na temat postaw politycznych w wyborach samorządowych i stosunków etnicznych mieszkańców Śląska Opolskiego.
Wspólnie z prof. Aleksandrą Trzcielińską-Polus była autorką ekspertyzy na temat mniejszości niemieckiej na Górnym Śląsku. Jest to czas, kiedy Danuta Berlińska zaczyna być wysoko ceniona jako znawczyni problemów związanych z liczną populacją Ślązaków, którzy poczęli odkrywać w sobie związki z niemczyzną i mocno je afirmować. Występowała na wielu sympozjach, konferencjach, sesjach naukowych, w dyskusjach panelowych, uczestniczyła w różnych grantach, współpracując m.in. z najwybitniejszymi polskimi socjologami tamtych lat, jak choćby prof. Anną Wolf-Powęską, Jerzym Szackim, Krzysztofem Frysztackim i Markiem Szczepańskim.
Odbyła też staż w Stanach Zjednoczonych, gdzie koncentrowała się na konsultacjach z wybitnymi znawcami tematyki mniejszościowej i demokracji lokalnej. Uczestniczyła w wykładach profesorów pierwszorzędnych uczelni amerykańskich – Uniwersytetu Waszyngtona oraz Uniwersytetu Harvarda. Poznała też funkcjonowanie samorządów lokalnych w Santa Fe i Los Alamos oraz sposoby łagodzenia napięć etnicznych na pograniczu amerykańsko-meksykańskim. Po powrocie do kraju prowadziła rozliczne badania ankietowe, m.in. we współpracy z prof. Krzysztofem Frysztackim, Franciszkiem Jonderko i M. Grygierczyk.
W roku 1997 obroniła pracę doktorską pt. „Mniejszość niemiecka na Śląsku Opolskim – w poszukiwaniu tożsamości”, którą przyjęto z wielkim uznaniem. Według recenzentów, gdyby została przepołowiona, mogłaby stanowić jednocześnie pracę habilitacyjną. Ale Berlińska, zanurzona w wielkim wirze życia społecznego, nie potrafiła skupić się tylko na pisaniu prac naukowych-awansowych, nie traktowała tej sprawy jako cel podstawowy.
Mimo braku tytułu profesorskiego miała wysoką pozycję naukową, częstokroć dużo większą od utytułowanych kolegów. Byłem świadkiem oferty, gdy podczas spotkania w moim domu prof. Wojciech Wrzesiński, ówczesny rektor Uniwersytetu Wrocławskiego, złożył jej propozycję natychmiastowego przejścia na etat do jego uczelni. Odmówiła, twierdząc, że jest związana silnymi więzami z Opolem i podjęła pracę na Uniwersytecie Opolskim, wzmacniając mocno pozycję katedry socjologii w opolskiej Almae Matris.
Na Uniwersytecie Opolskim
Od samego początku podjęcia pracy w Uniwersytecie Opolskim Danuta Berlińska mocno identyfikowała się z uczelnią, stając się jedną z najbardziej rozpoznawalnych i wyrazistych postaci uniwersyteckich. Pełno było jej w mediach opolskich oraz na różnego rodzaju zebraniach, dyskusjach panelowych, a czasem i mityngach politycznych. Potrafiła godzinami dyskutować na różne tematy po zajęciach i na korytarzach, na ulicy, w kawiarni, na Zielonym Mostku nad Młynówką.Miała jako wykładowczyni znakomity kontakt ze studentami.
Garnęli się na jej zajęcia, lubili z nią dyskutować i żywo angażowali się we wszystkie inicjowane przez nią akcje. Szybko stworzyła wokół siebie krąg studentów o inklinacjach naukowych, formując grupy badawcze sondażowe, zajmujące się przewidywaniem wyników wyborczych do samorządów i parlamentu polskiego. Stworzona przez nią sondażownia przy opolskiej katedrze socjologii trafnie przewidywała wyniki wyborów i określała skalę popularności i akceptację społeczną dla głównych partii politycznych w regionie. Z wyników tych bardzo często korzystały opolskie media.
Z nominacji wojewody Adama Pęzioła została w 1998 roku jego doradcą w sprawach mniejszościowych, poważnie wpływając na wyciszenie konfliktów, które ujawniły się wówczas z dużą mocą na Śląsku Opolskim, m.in. przy kwestii pomników żołnierzy Wehrmachtu, używania podwójnych – polsko-niemieckich nazw miejscowości oraz obecności języka niemieckiego w szkołach opolskich.
Order Virtuti Civili
Po objęciu przeze mnie trzeciej kadencji rektorskiej w 2005 roku przyjęła obowiązki rzecznika prasowego Uniwersytetu Opolskiego. Był to czas, gdy kończyliśmy na uniwersytecie wielkie inwestycje i finalizowaliśmy ostatecznie prace wokół Collegium Maius, rozmieszczając tam poszczególne pomniki, tworząc panteon rzeźby barokowej, neogotyckiej i współczesnej. Byłem atakowany osobiście za realizowanie tej wizji. Mieliśmy bardzo nieprzychylną prasę. Dr Danuta Berlińska okazała się wyjątkowo sprawnym rzecznikiem, o wielkiej dynamice i odwadze cywilnej. Na licznych konferencjach prasowych, w artykułach polemicznych i replikach była niezwykle skuteczna, sugestywna i konkretna. Umiejętnie broniła racji uniwersytetu.
W Polsce jest wiele osób, które zasługują na order Virtuti Militari, czyli order odwagi wojskowej, ale nieporównywanie jest mniej takich, którzy zasługują na order Virtuti Civili, czyli odwagi cywilnej. Jest to wyjątkowa cecha wyróżniająca ludzi, którzy nie potrafią być obojętni, gdy komuś z jakiegoś powody, głównie politycznego, dzieje się krzywda. Gdy organizowane są nagonki. Gdy próbuje się kogoś zlinczować medialnie.
Gdy za taką nagonką, często prasową, idą tłumy, trzeba mieć wówczas odwagę, aby się temu przeciwstawić, wypowiedzieć swoje przeciwne zdanie, zaprotestować, dać świadectwo swojej prawdzie. Dać wyraz solidarności z ofiarą. Dr Danuta Berlińska miała tę cechę. Wielokrotnie skutecznie stawała w obronie słabszych, pokrzywdzonych. Nosiła w sobie gen sprawiedliwości. Umiała ryzykować i bronić swoich poglądów. Odegrała wiodącą rolę w walce o utrzymanie województwa opolskiego. Pisała różnego rodzaju ekspertyzy, protesty, redagowała kontrargumenty. Była jedną z głównych inicjatorek „łańcucha nadziei”, czyli fenomenu stworzenia przez Opolan imponującego żywego łańcucha złożonego z ludzi, którzy połączeni rękoma opasali Opolszczyznę w lecie 1998 roku.
Pięć wizytówek
O sile osobowości i jej atrakcyjności świadczą często anegdoty, które dana osoba wytwarza przez swe działanie. Danuta Berlińska była bohaterką wielu anegdot i dowcipnych sytuacji. Oto jedna z nich. Wyróżniała się roztargnieniem, ale też pomysłowością i umiejętnością radzenia sobie w trudnych sytuacjach. W czasach, gdy Polskę dzieliła z Niemcami mocno strzeżona granica, często podróżowała pociągiem do Berlina.
Pewnego razu, wracając ze stolicy Niemiec do Opola, została w pociągu okradziona z wszystkich dokumentów. Zamiast wysiąść z pojazdu i udać się do polskiego konsulatu, aby zgodnie z zasadami uzyskać zastępczy paszport, pojechała dalej w kierunku granicy. Podczas rutynowej kontroli pogranicznik poprosił o paszport. „Nie mam, ukradziono mi paszport, ale mam coś lepszego – wizytówkę”. I wyciągnęła z kieszeni pięć swoich wizytówek. „Proszę pana, czy ja nosiłabym w kieszeni pięć czyichś wizytówek, gdybym nie była Danutą Berlińską”. „Czy ktoś to potwierdzi?” – zapytał żołnierz. „Oczywiście, mój mąż. Proszę, oto telefon”. Na pytanie pogranicznika Mikołaj Berliński odpowiedział: „Tak, jeśli zgubiła paszport i mówi, że jest Danutą Berlińską, to jest na pewno moja żona”.
Danuta Berlińska była instytucją w świecie uniwersyteckim. Znała wagę słowa „uniwersytet”. Wiedziała, że ta zadziwiająca instytucja, wymyślona w średniowieczu przez intelektualistów europejskich, to specyficzny, unikatowy obszar, gdzie krzewi się wolność intelektualna, w którym zamieszkują różne „kolorowe ptaki” – ludzie o oryginalnych osobowościach, poglądach i zachowaniach. Wiedziała, że ten subtelny świat trzeba chronić, otaczać specjalną opieką i wpływać na jego różnorodność. Była szczęśliwa, gdy Opole dostąpiło wielkiego zaszczytu, stając się w 1994 roku miastem uniwersyteckim. Uważała, że należy budować prestiż tej instytucji, tworząc w jego ramach elity. Była przekonana, że ci, którzy próbowali szkodzić uniwersytetowi, są szkodnikami. Należała do wybitnych przedstawicieli uniwersyteckiej społeczności i taka zostanie zapamiętana.
Adam Wierciński, który umieścił Danutę Berlińską w swoim prestiżowym panteonie najznamienitszych „Głów opolskich”, charakteryzując jej pozycję w regionie, napisał: „Budzi szacunek, sympatię, czasem respekt. I drażni czasem i budzi zawiść. (...) Pisze, przemawia, wyjaśnia, referuje, ocenia, konsultuje, doradza, dyskutuje, polemizuje, chętnie kij w mrowisko wkłada. (...) Zaraża humorem i energią. Umie łączyć żart i powagę. W sprawach ważnych bywa nieustępliwa”.
Trudno się dziś pogodzić, iż w tej napisanej przez Adama Wiercińskiego dziesięć lat temu charakterystyce Danuty Berlińskiej należy zmienić czas teraźniejszy na przeszły. Danuta Berlińska miała kłopoty z punktualnością. Często się spóźniała. Ale, niestety, na spotkanie ze śmiercią przyszła o wiele za wcześnie.