Wspomnienia „granatowego fartuszka”. Jubileusz SP 28
Kiedy zaczynałam naukę w Szkole Podstawowej nr 28, placówka miała dopiero sześć lat. Dziś świętuje 60. urodziny. To wielki dzień dla całej szkolnej rodziny.
Jakże zazdrościłam mojej starszej o dwa lata siostrze Marii, że idzie do szkoły. Że pakuje do pięknego, skórzanego tornistra (prezent od matki chrzestnej) oprawiony w marmurkowy papier „Elementarz” Mariana Falskiego. Też chciałam być uczennicą.
Dziecięce pragnienia się spełniły. Zawdzięczam to Władysławie Kucharskiej, nauczycielce klas I-III, która najpierw była wychowawczynią klasy mojej siostry, potem mojej. To Ona zgodziła się, by pięcioletnia smarkula zasiadała w ławce razem z siedmiolatkami. Dla porządku - moje wizyty były „gościnnymi występami”. Pamiętam, że popisywałam się znajomością pisania i czytania liter, przez co niektóre z pierwszaków musiały popadać w kompleksy.
Prawdziwą naukę rozpoczęłam 1 września 1962 r. Do szkoły miałam niedaleko; budynek był (i jest) o rzut beretem od mojego rodzinnego domu. Podczas dużej przerwy mogłam się urwać i wpaść do domu, by się napić lub zabrać coś, czego zapomniałam spakować do siostrzanego tornistra (wykonany z juchtowej skóry, służył mi wiele lat).
Ówczesny obowiązkowy strój to fartuszek uszyty z granatowej podszewki i biały kołnierzyk (przypinany był na guziki - łatwiej było go wyprać).
W klasach dla uczniów najmłodszych były „kompaktowe ławki” (siedziska razem z pulpitami, dziś takie cuda można jeszcze zobaczyć w Muzeum Oświaty, polecam). W pulpicie były miejsca na przybory do pisania (specjalne zagłębienie) i kałamarz. Dowcipni koledzy często umieszczali w szklanym pojemniczku kawałki bibuły, która piła atrament litrami (pan woźny miał problem).
Pamiętam doskonale, że jako drugoklasistka witałam pierwszaków, recytując specjalny tekst, o wygłoszenie którego zostałam poproszona pod koniec wakacji przez panią Kucharską.
Uczyła moją klasę podstawowych przedmiotów (j. polski, matematyka) przez trzy lata. W klasie czwartej wychowawczynią została Czesława Kozieja, znakomita nauczycielka języka polskiego. To Jej zawdzięczam, że do dzisiaj z pamięci recytuję wszystkie spójniki i partykuły, że nie miałam problemów z częściami mowy i częściami zdania.
Pani Czesława miała swój sposób, by nauczyć dzieciaki ortografii - pięć minut przed końcem lekcji rozdawała kartki i dyktowała nową porcję wyrazów z ortograficznymi „hakami”.