Moim zdaniem
No i rozstaliśmy się z naszym lokalnym futbolem do marca. Na szczęście do połowy grudnia gra nasza ekstraklasa. Tym, którzy marudzą na polską ligę polecam ostatnią kolejkę, gdzie padło wiele bramek, a każde spotkanie było bardzo ciekawe. W sobotnie popołudnie zamiast meczu Borussi Dortmund z Bayernem Monachium, wokół którego u nas nakręcano atmosferę wielkiego wydarzenia, wybrałem mecz Pogoń Szczecin - Wisła Kraków. I wiecie co? Absolutnie tego nie żałuję.
Dawno już nie widziałem tak fatalnie grających zielonogórskich koszykarzy. Ktoś poszperał w starych wynikach i statystykach. Wyszło mu, że to najsłabszy mecz zielonogórskiego zespołu od powrotu do ekstraklasy, czyli od pięciu lat. To całkiem możliwe. Odrzucając teorie spiskowe, które już gdzieś tam krążą i które aż strach powtarzać, totalna niemoc wszystkich i fatalna gra przez całe 40 minut muszą zaskakiwać. Właściciel klubu obiecywał, że zespół w tym składzie, w tym sezonie i pod opieką tych szkoleniowców, odzyska radość z wygrywania. OK. Tyle, żeby jej szukać, trzeba najpierw zwyciężać! Na razie mamy dwie kolejne wyjazdowe porażki. Przed nami kolejna wizyta w obcej hali, czyli w Koszalinie. Mam nadzieję, że to co musieliśmy oglądać, a za pośrednictwem telewizji wszyscy kibice koszykówki w Polsce, już się nie powtórzy.
Zadzwonił do mnie zielonogórski fan sportu, człowiek, który stara się chodzić na wszystkie dostępne mecze. Chciał w sobotę obejrzeć mecz pingpongistów Palmiarni. Dawno ich nie widział, a lubi tenis stołowy. Jednocześnie jest fanem siatkówki. Ucieszył się więc, że zielonogórscy akademicy podejmują lidera drugiej ligi Sobieskiego Żagań. Okazało się, że oba mecze są w sobotę o godz. 16.00! Czyli coś musiał wybrać, a czegoś nie zobaczyć. Czytelnik powiedział mi, że takich jak on już pewnie jest garstka, ale czy choćby przez szacunek dla nich i w walce o każdego kibica, których w halach jest coraz mniej, ktoś mógłby zajrzeć w terminarz innych zespołów i ustalić inną godzinę meczu. Pytany, co o tym sądzę, powiedziałem Czytelnikowi, że o tym piszę niemal od pierwszego tekstu jaki zamieściłem w ,,GL”. Bez efektu. Wszyscy przyznają rację, że tak być nie powinno. Przecież pierwsi w wyznaczaniu godziny są ci grający w wyższej lidze. Jeśli to mecz przełożony, ktoś kto przekłada powinien zajrzeć w rozpiskę tych, którzy grają w swoim normalnym terminie. Z tą synchronizacją jest tak jak ze skupem butelek w czasach komuny. Czyli temat, aczkolwiek prosty, jest nie do rozwiązania. Czytelnik, chłop z tak zwanej ,,starej daty”, zrozumiał od razu. Westchnął tylko i się pożegnał. Młodszym wyjaśniam, że w tamtych mrocznych czasach komuny przy wszystkich jej ułomnościch coś tam jednak robiono, budowano, wysłano nawet człowieka w kosmos (wprawdzie z Ruskimi, ale zawsze).
Jednej ze spraw, których mimo planów i dyskusji przez 50 lat nie udało się rozwiązać był skup butelek. I tak jest z synchronizacją imprez sportowych, bo przecież to temat, który pojawia się nie tylko w Zielonej Górze...