Wyręczył policję i „ukradł” własne auto. No to wpadła do niego policja...
W zasadzie to ukradł własny samochód. Komu? Złodziejowi? Paserowi? Bogu ducha winnemu obywatelowi? A potem przyjechała policja i jego własny samochód zabrała; jako dowód w sprawie. Od pięciu lat Kazimierz Jarząb z Nockowej nie może dowiedzieć się w czyjej sprawie, gdzie jest jego wóz i czy kiedykolwiek go odzyska. A to dopiero początek kłopotów.
Wyciąga po kolei dowód rejestracyjny, kartę pojazdu, paszport pojazdu, fakturę zakupu, kluczyki, kartę ubezpieczenia. Na dowód, że ten opel bez wątpienia był jego własnością. Potem kładzie na stół plik kart korespondencji z prokuraturami i policjami. Na dowód tego, że o oplu nie zapomniał, ale organa państwowe chyba wolałyby o nim zapomnieć.
- I tu ma pan tomy akt głupoty - ostrzega Kazimierz Jarząb. - A to i tak jeszcze nie wszystkie.
Radość była krótka
To był ważny dzień w życiu: w 2006 roku pojechał za żoną do salonu Opla w Krasnem, kupił astrę II. W karcie pojazdu dumnie stoi, że Kazimierz Jarząb jest pierwszym właścicielem. Na innym dokumencie wyszczególniono, co w ramach przedsprzedażowego serwisu zrobił salon samochodowy. Znaczy - nie jakiś tam składak ze szrotu, ale rasowa bryka. I podrasowana. W Nockowej pod Iwierzycami nie w każdej zagrodzie taki stał, więc to był kolejny powód do dumy. Aż do 2010 roku, kiedy pofatygował się swoim oplem do Sędziszowa Małopolskiego, zaparkował wóz przy ulicy i poszedł coś załatwiać. Kiedy wrócił - dumy Jarząba już nie było. Opel znikł z ulicy małego miasteczka, nikt nic nie widział, nie słyszał, kamień w wodę.
- Pisałem zawiadomienia do policji, że mi skradli wóz, nigdy nie udało się go odnaleźć - zapewnia Jarząb.
Aż do 2014 roku, kiedy syn właściciela na jednym z portali sprzedażowych zobaczył astrę. Nie jakąś astrę, ale właśnie tę. Nie dość, że ten sam kolor, charakterystyczna naklejka stającego dębem konia na tyle karoserii i jakby tego było mało - jeszcze te same tablice rejestracyjne z tymi samymi numerami z powiatu ropczycko-sędziszowskiego. Dokładnie te same, które widnieją we wszystkich dokumentach pojazdu Jarząba! Po czterech latach nieistnienia opel odnalazł się we Wrocławiu, a złodziej albo paser, albo kolejny nieświadomy niczego właściciel nawet nie pofatygowali się, żeby oplowi zmienić numery. I człowiek z Wrocławia wystawił taki wóz na sprzedaż.
W dalszej części przeczytasz:
- jak Kazimierz Jarząb "odzyskał" swoje auto
- co się stało na drugi dzień w Nockowej
- czego właściciel opla żałuje bardziej, niż straty auta
- co na to organy scigania
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień