Wyszła i nie wróciła, musimy jej szukać! - wołał cały roztrzęsiony
Była mroźna, grudniowa noc. Po wsi chodzili księża po kolędzie. Aneta nakryła stół białym obrusem i nalała święconej wody do talerzyka. To był jeden z ostatnich dni, gdy ją widziano. Wkrótce zaginęła.
Podobnej tragedii i tak brutalnego zabójstwa policjanci z Łukowa, którzy pierwsi odebrali zgłoszenie o zaginięciu 26-letniej Anety, nie widzieli nigdy. - Powiat jest spokojny, nie co dzień ma się do czynienia z takimi historiami - relacjonował w lubelskiej prasie Andrzej Biernacki, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej w Łukowie.
Aneta i Józef. Połączyła ich miłość, rozdzieliła zazdrość
Młoda dziewczyna, miała 21 lat, gdy poznała szesnaście lat starszego Józefa. Szybko się pobrali. Okazało się też, że Aneta jest w ciąży. Małżonkowie zamieszkali w małej wsi pod Adamowem w powiecie łukowskim. Zaledwie 40 domów, niektóre już niezamieszkane. Starsi mieszkańcy wsi wymierali, młodsi wyjeżdżali w poszukiwaniu lepszego życia i pracy. Aneta i Józef postanowili jednak zostać w miejscowości.
Młoda dziewczyna była trochę szalona, lubiła się czasem pobawić. Wpadała do pobliskiej piwiarni, gdzie nieraz było tak wesoło, że tańczyła na stole. W małżeństwie się jej jednak nie układało. Józef kilka lat wcześniej ucierpiał w wypadku samochodowym i doznał ciężkiego urazu głowy. Leczył się nawet psychiatrycznie. Nie wiadomo, czy z tego właśnie powodu, ale zaczął znęcać się nad młodą żoną. Był też o nią bardzo zazdrosny.
- Mając w domu takiego wariata, żadna dziewczyna by nie wytrzymała. Nieraz słyszeliśmy, jak straszył, że jej „łeb odrąbie” - wspominali sąsiedzi Anety i Józefa. Ale żaden z nich nie podejrzewał, że mówił poważnie.
Dlatego Aneta coraz więcej czasu spędzała z Lucjanem, sąsiadem zza płota. Przychodziła do niego w wolnych chwilach, pomagała samotnemu mężczyźnie, połączyło ich uczucie przyjaźni. Józef nie mógł już na to patrzeć. Postanowił, że więcej Aneta nie odwiedzi sąsiada.
Była mroźna, grudniowa noc. Po wsi chodzili wówczas dwaj książa po kolędzie. Aneta czekała na nich już od godziny 16. Założyła odświętne ubranie, przygotowała swoją małą córeczkę. Nakryła stół białym obrusem i nalała święconej wody do talerzyka. Ksiądz ciągle nie przychodził. Kobieta wychodziła na drogę i stojąc w śniegu wypatrywała zbliżającego się duchownego. To był jeden z ostatnich dni, kiedy ją widziano.
Kilka dni później w sylwestrową noc z 2004 na 2005 rok kobieta zaginęła. O zaginięciu żony poinformował funkcjonariuszy sam Józef. Zrobił to dopiero 7 stycznia. - Wyszła w sylwestra na imprezę i nie wróciła. Musimy jej szukać! - mówił roztrzęsiony. W akcję poszukiwawczą włączyli się policjanci, strażacy i mieszkańcy wsi. Anety szukało nawet 120 osób. Wszystko na nic. Kobiety nigdzie nie było. Nie było też żadnych świadków ani tropów. Sąsiedzi zaczęli coś podejrzewać. - Gdzie jest Anetka? - pytali Józefa. Ten próbował żartować: - Obciąłem jej łeb i wrzuciłem do szamba! - odpowiadał. Jednak nie był to żart.
W końcu policjanci również zrozumieli, że prawdopodobnie Aneta już nie żyje, a jej zabójcą był zazdrosny mąż. Sprowokowali nawet Józefa. Powiedzieli mu, że prawdopodobnie Aneta utonęła w stawie i potrzeba wypompować z niego wodę. Wtedy od niechcenia Józef stwierdził, że jej tam przecież nie ma. Ale wciąż twierdził, że nie wie, gdzie się podziała i co z nią się stało. Policjanci spróbowali więc kolejnego fortelu.
Józef otrzymał informację, że już wiadomo, gdzie znajduje się ciało zmarłej żony. - Chodźmy tam! - zaproponowali policjanci, którzy nie wiedzieli wcale, gdzie jest ciało Anety. Spanikowany Józef zaprowadził mundurowych do pobliskiej żwirowni, gdzie zakopał ciało żony.
Okazało się, że zazdrosny mężczyzna udusił Anetę, potem odrąbał jej głowę szpadlem, ciało zakopał w żwirowni, a głowę żony wsadził do... lisiej nory.
Ze względów na wykryte u Józefa problemy i zaburzenia psychiczne, sąd skazał go jedynie na 16 lat więzienia. Wkrótce zabójca może więc wrócić do rodzinnej miejscowości.
Wypadek i choroba na stałe mogą zmienić nasz charakter
- Czasem ludzie nie zdają sobie sprawy, że po wypadku u niektórych osób może dojść do trwałych uszkodzeń mózgu. W przypadku Józefa wyraźnie dostrzegalna jest charakteropatia - uważa Monika Semczuk-Sołek, psycholog i psychiatra z zamojskiego Ośrodka Psychoterapii Integratywnej.
Zaburzenie to scharakteryzować można jako zaburzenia emocji i upośledzenie zdolności kierowania i kontrolowania własnych zachowań. Termin charakteropatia bywa często utożsamiany z takimi zaburzeniami, jak psychopatia, socjopatia bądź antyspołeczne zaburzenie osobowości. - Człowiek z tym zaburzeniem popada w częste ataki agresji, staje się impulsywny. Pojawia się zazdrość i zawiść. Zmienia się zachowanie. Człowiek przestaje być osobą, którą był przed wystąpieniem tego zaburzenia. Bliscy i znajomi nie poznają już tego człowieka, a ten żyjąc we własnym świecie, może często przyczynić się do tragedii - tłumaczy specjalistka.
Pani psycholog podkreśla, że związek Anety i Józefa był toksyczny. - Każda relacja, gdzie jedna osoba musi podporządkowywać się drugiej, zatracać własne cele i marzenia, patrzeć tylko na racje współmałżonka, nie może być traktowana jako coś normalnego - podkreśla Monika Semczuk-Sołek. Ale w tym konkretnym przypadku psycholog zauważa też dużą rolę otaczającego społeczeństwa.
- Nawet zdrowy człowiek źle by się czuł, gdyby ciągle słyszał, jak cała wieś huczy od plotek na temat romansu jego żony. Przecież nie było bezsprzecznych dowodów na to. Sąsiedzi słysząc groźby ze strony Józefa i widząc, że znęca się nad żoną, powinni inaczej zareagować. Mężczyźnie powinien pomóc lekarz. Otoczenie powinno namówić go do leczenia, a gdy to by nie pomogło, istnieje też możliwość przymusowego leczenia psychiatrycznego. Myślę, że wtedy do tragedii by nie doszło - nie ma wątpliwości specjalistka.