Zakola i meandry: Czołówka czarnej listy
Pan Bogdan podyskutował ostatnio z sąsiadami o tym, która instytucja mająca służyć ludziom jest dla nich najbardziej nieprzyjazna. Było kilku kandydatów...
Pan Janek twierdził, że ta zajmująca się ubezpieczeniami społecznymi. Wprawdzie to, że za dwadzieścia lat nie będzie miała czym płacić ówczesnym emerytom nie obchodzi go specjalnie, bo on przypuszczalnie będzie już wtedy siedział sobie w formie sypkiej, w urnie gdzieś w cmentarnym murze albo zakopany niczym skarb piratów, w ziemi. Jednak za to, ile mu po tylu latach uczciwej pracy comiesięcznie wypłaca, u niego jest na szczycie czarnej listy.
Pan Kazik w końcu załatwił swoją sprawę, ale mówi, że jak dzwonią do niego z jakiegoś banku z propozycją ,,kredytu na świetnych, preferencyjnych warunkach”, to już nie uwierzy.
Pan Kazik ma jeszcze czas na korzystanie z uroków emerytury. Jego najbardziej wkurzają banki. Mówi, że są bardzo mili, jeśli chcą mu wcisnąć kredyt. Dzwonią, przekonują, namawiają. Mało tego, są bardzo otwarci. Zupełnie nie przeszkadza im, że coś tam spłaca gdzieś indziej, a biorąc pod uwagę jego zarobki, jest na krawędzi możliwości. Roztaczają wizje, są otwarci i wydają się całkiem sympatyczni.
Jest zupełnie inaczej, kiedy chce, na przykład, zmienić sposób zabezpieczenia kredytu czy negocjować sposób spłaty. Mimo że jest wzorowym klientem i nie spóźnił się ze spłatą ani dnia, usztywniają się, patrzą na człowieka jako na kogoś, kto coś kombinuje. Z partnera staje się petentem. Każą wypełniać stosy kwitów, przedstawiać zaświadczenia, dają do zrozumienia, że swoimi pomysłami burzy ich spokój. Pan Kazik w końcu załatwił swoją sprawę, ale mówi, że jak dzwonią do niego z jakiegoś banku z propozycją ,,kredytu na świetnych, preferencyjnych warunkach”, to już nie uwierzy. Nawet gdyby wizja była naprawdę kusząca.
dodałby do niej operatorów sieci komórkowych
Dla pana Marka najgorsze są firmy ubezpieczeniowe. Wie, bo miał niedawno wypadek, a właściwie większą stłuczkę. Wydawało mu się, że sprawa jest prosta. Oni oglądają samochód, stwierdzają, za ile i gdzie naprawia. On odstawia wóz do warsztatu, tam go remontują, firma płaci, a on wyjeżdża znów ładną bryką. W teorii tak jest i pewnie są tacy, którym udało tak się to załatwić. On musiał się o wszystko wykłócać, od ceny części, przez warsztat, w którym naprawiał. Potem czekał tak długo, jakby samochód został trafiony pociskiem rakietowym, a nie zaliczył kolizję. W końcu powiedziano mu, że musi dopłacić do składki, bo jak się mu coś jeszcze trafi, to będzie problem. Uff!!!!
Pan Bogdan wysłuchawszy tych historii powiedział, że on nie ma wyraźnego lidera na swojej liście, ale przyznaje, że trójka wskazana przez sąsiadów zasłużenie zajmuje miejsce na ,,pudle”, choć dodałby do niej operatorów sieci komórkowych.
A wy macie taką swoją czarną listę?