Zakola i meandry: Jednak warto być życzliwym...
Pan Bogdan wściekł się ostatnio w markecie. Był w sporym niedoczasie. Wpadł do sklepu po jakiś drobiazg, porwał go z półki i uciekł do kasy. Trwało to może dwie minuty. Ale potem szczęście go opuściło.
Z sześciu kas czynna była tylko jedna. Zanim pani kasjerka podliczyła, minęło 15 minut! Kiedy powiedział jej, że to dziwne, iż muszą czekać w takiej kolejce, pani nie tylko nie potrafiła wytłumaczyć, czemu tak jest, ale jeszcze miała pretensje, że on narzeka. Zapytała, czy pan Bogdan wie, za jakie nędzne pieniądze ona tam tkwi, i czy w związku z tym mógłby być bardziej wyrozumiały dla koleżanek, które zrobiły sobie małą przerwę i mimo kilku dzwonków nie przybiegły, by zasiąść za sąsiednimi kasami.
Pan Bogdan, aczkolwiek też potrafi ostro odpowiedzieć, spojrzawszy na umęczoną minę kasjerki, machnął ręką, wziął resztę i pobiegł do samochodu.
Dopiero kiedy odjeżdżał, pomyślał sobie, że w sumie, co go obchodzą problemy kasjerek z marketu? Czy ktoś się przejmuje jego problemami? Pyta z troską (no, może poza żoną), czemu jest wku...? Interesuje się, że go wnerwiają w pracy? Czemu więc ma pochylać się nad problemami pani z kasy? Jest klientem. Ma bez przeszkód wejść, kupić i wyjść. Z drugiej jednak strony przypomniał sobie, jak często w różnych sprawach i bezinteresownie pomagali mu koledzy, szczególnie jeśli coś się w domu zepsuło, a on jako zadeklarowany humanista ma dwie lewe ręce. Oczywiście on też starał się odwdzięczyć czymś innym, co akurat leżało w zasięgu jego możliwości. Przypomniał sobie, jak to było w czasach dawno minionych, kiedy za flaszkę albo paczkę kawy można było wiele załatwić...
Tak czy inaczej pomyślał, że jednak warto być życzliwym. Także dla pani z kasy, choć on nie ponosi najmniejszej winy, że ona musi siedzieć w tej klatce za psie pieniądze i być wykorzystywana przez wstrętnych kapitalistów.
Tak będąc podbudowanym tymi pozytywnymi rozważaniami, udał się do domu. Najpierw jakiś łysy facet wymusił na nim pierwszeństwo przejazdu i jeszcze pokazał znany gest ze środkowym palcem. Potem jechał za kobitką, która poruszała się z szybkością 30 km/h i nie można było jej wyprzedzić. Kiedy wchodził do klatki schodowej, niemal staranował go młody, łysy i napakowany facet, a kiedy pan Bogdan chciał coś powiedzieć, spojrzał na niego tak, że dał sobie spokój.
Kiedy czekał na windę, obszczekało go wielkie bydle, pies sąsiada. Już kiedy był w domu, zadzwonił syn i poprosił, żeby jechał odebrać wnuczkę z muzyki, bo on ma spotkanie i się nie wyrobi. Kiedy wychodził, wróciła żona. Miała w ręku pismo z banku, które właśnie wyjęła ze skrzynki, że odsetki od ich kredytu będą od maja wyższe. I jak tu być życzliwym?