Zakola i meandry: Okolice baru Ruczaj
Pan Bogdan został wręcz zbombardowany. Najpierw non stop słyszał o gościu, który obciął kobiecie głowę, potem uciekł na Maltę, gdzie w końcu go dopadnięto. Ponieważ morderca pochodzi z tak zwanego dobrego domu, a rzecz cała nie działa się gdzieś na melinie, a wręcz przeciwnie, telewizje prześcigały się w doniesieniach.
Pojechali nawet do tego maltańskiego hotelu, gdzie pokazywali pokój, w którym mieszkał zabójca. Prezentowali na ekranie mapkę jego ucieczki z Polski, tak jak pokazuje się trasę wyprawy na Biegun Północny albo w dorzecze Amazonki. Akcja nagle i raptownie się skończyła, bo wyskoczyły akta agenta Bolka. Proszę, ile namieszała generałowa, która próbowała polepszyć sobie byt, sprzedając kwity zabezpieczone na czarną godzinę przez jej zapobiegliwego męża. Pomyśleć, że leżały sobie gdzieś w generalskim pawlaczu, a dziś narobiły tyle szumu! Ale jeszcze w naszym pięknym kraju niejedne trupy z szaf powypadają.
Pan Bogdan patrzy na to, nie przestając się dziwić. Komuny dawno nie ma, budujemy demokrację, ponoć jesteśmy w czołówce przemian, a tu okazuje się, że ten, który obalił komunizm, świetlana i historyczna postać, ponoć spotykał się z esbekiem w okolicach baru ,,Ruczaj” w Gdańsku. Nie mogli znaleźć sobie innego miejsca? Czemu nie w ZOO obok żyraf albo terrarium? Kiedy pan Bogdan to usłyszał, pomyślał sobie, że tylko czekać, a bracia Cohen albo Martin Scorsese włączą scenkę z takiego spotkania do któregoś ze swoich nowych filmów. To może być pasjonujące.
Ale co tam teczki. Żyjemy w ciekawych czasach. Nowa władza zabrała się za reformy, mówi, że robi dobrą zmianę. Obiecuje, że jeszcze trochę się pomęczymy, a potem wszystkim będzie o wiele lepiej. Pan Bogdan słyszał to już tyle razy w ostatnich latach, że nie uwierzy, dopóki nie zobaczy. Nie ukrywa, że ze wszystkich obiecanek najbardziej zainteresowała go ta o przywróceniu dawnego wieku emerytalnego, dzięki czemu mógłby dwa lata wcześniej zająć się czymś znacznie spokojniejszym niż praca. Niestety, władza na razie jakoś się nie kwapi, żeby się tym zająć. Szkoda.
Zresztą trwa proces wymiany kadr, więc kto ma głowę do przyszłych emerytów. Cięcia sięgają tak głęboko, że pan Bogdan usłyszał ostatnio wiadomość o zwolnieniu dyrektorów w stadninach koni. Zaraz przypomniał sobie zdanie z kultowego filmu Barei ,,Czy konie mnie słyszą?”. Właśnie, co o tych zmianach w ich stadninach sądzą konie? Czy teraz dostają więcej owsa? Pan Bogdan jest bardzo ciekawy. Żyjemy jednak w ciekawych czasach. Kiedyś cesarz Kaligula zrobił swego ulubionego konia, Incitatusa, senatorem. Sądząc po tym, co wygadują dziś niektórzy parlamentarzyści ,taki koń pełnej krwi może mieć o wiele więcej do powiedzenia...