Żonobójcy. Zabijają, bo kochają? Historie Piotra, Krzysztofa i Marcina
Gdyby wierzyć mężczyznom oskarżonym o zabójstwo żony, nikt nie kocha tak jak oni. To miłość, zazdrość i strach przed rozstaniem miały sprawić, że chwycili za noże i kuchenne tłuczki. Tak twierdzą...
To przeciętni faceci - brzmiał najkrótszy wniosek z wieloletnich badań, które profesor Rebecca Dobash prowadziła w Wielkiej Brytanii nad zabójcami bliskich im kobiet. Nie są podobni do innych morderców. W Polsce, w której co roku z rąk partnerów ginie około 150 kobiet, jest podobnie. Sprawcy to nie żadni bezrobotni alkoholicy, tylko zwykli obywatele, najczęściej mniejszych miast: budowlańcy, kierowcy, rzemieślnicy. Na to wskazują m.in. badania prowadzone przez Centrum Praw Kobiet.
Co łączy żonobójców? Zaborczość, wieloletnie stosowanie przemocy (czemu zaprzeczają), niemożność pogodzenia się z odejściem partnerki. Stając przed sądem, każdy z nich zapewnia, iż żonę bardzo kochał...
Piotr: tłuczek do mięsa i noże
- Bez niej jestem zerem. Była najbliższą mi osobą. Zabiłem żonę, mój najdroższy skarb - mówił w czerwcu Piotr z Grudziądza, który zamordował swą ukochaną żonę Irenę tłuczkiem do mięsa i nożem.
- Przyznaję się do winy. Żałuję tego, co się stało. Gdyby była kara śmierci, to poddałbym się tej karze. Życie z tymi myślami jest gorsze niż więzienie. Niektórzy myślą, że jestem jakimś potworem, ale tak nie jest. To, co wtedy się stało, to niewiara w Boga i diabeł - od tego sprawca zbrodni zaczął swoje wyjaśnienia przed Sądem Okręgowym w Toruniu.
Do zbrodni doszło w nocy z 25 na 26 lipca 2018 roku w mieszkaniu przy ul. Chełmińskiej w Grudziądzu. Prokuratura oskarża 46-letniego Piotra B. o to, że zabójstwa żony dokonał w zamiarze bezpośrednim. Już suchy opis czynu zawarty w akcie oskarżenia mrozi krew w żyłach. Mężczyzna zadał małżonce 15 ciosów tłuczkiem do mięsa, głównie w głowę, a następnie - wymierzył 16 ciosów dwoma nożami kuchennymi. Potem opuścił mieszkanie, a kobieta wykrwawiła się na śmierć.
Piotr i Irena B. byli parą „z odzysku”. Mieszkali ze sobą ponad 2 lata. Związek był bardzo burzliwy. Tym bardziej że oboje brali dopalacze (mężczyzna twierdzi, że „trzaski” i „kryształy” załatwiała żona) oraz nie stronili od alkoholu. Wzajemnie też oskarżali się o zdrady. Mimo wszystko mąż bardzo kochał żonę.
- To pierwsza kobieta, w której się naprawdę zakochałem. Z innymi tak nie było - wyznał przed sądem i rozpłakał się tak, że trzeba było przerwać rozprawę.
Według Piotra, przez dwa lata związku Irena wielokrotnie używała wobec niego przemocy. - Moja żona była ostrą kobietą - mówił Piotr. - Na początku naszego związku pobiła mnie do nieprzytomności. Poszło o dziewczynę (...). Wazonem mnie biła. Wszystkim, co miała pod ręką. Dziewczynie też się dostało.
Zamordowana kobieta wielokrotnie miała wszczynać awantury. Piotr twierdzi, że zwykle wolał przyjmować razy, aby nie zaogniać sytuacji. „Więcej było takich sytuacji niż dobrych chwil” - mówi. Zapewniał, że żony nigdy nie zdradzał.
Czy można jednak wierzyć Piotrowi, któremu grozi dożywocie, a jego żona nie może przedstawić własnej wersji? Proces trwa.
Krzysztof: nóż kuchenny
Krzysztof ma 50 lat i tak się składa, że też jest z Grudziądza. Swoją ukochaną żonę Mirosławę zamordował 1 grudnia 2018 roku w kuchni swego mieszkania. Ważący wówczas 160 kg olbrzym dosłownie zaszlachtował kobietę nożem. Zadał jej 9 ciosów: uderzał w głowę, szyję i tułów. Potem uciekł, a ofiara wykrwawiła się na śmierć.
Do zbrodni doszło dwa dni po rozprawie rozwodowej Krzysztofa i Mirosławy Ś., która odbyła się 29 listopada 2018 r. Mąż zdecydowanie nie chciał rozstania i twierdził, że bardzo cierpiał z tego powodu. - 17 września poszliśmy do łóżka. 18 września żona wręczyła mi pozew rozwodowy. Załamałem się. Zacząłem pić jak opętany. Nie trzeźwiałem praktycznie 24 godziny na dobę. Nie paliłem 14 lat, ale zacząłem znów - mówił dwa tygodnie temu przed toruńskim sądem Krzysztof, gdy ruszał jego proces.
Ten pięćdziesięciolatek wiele lat przepracował w branży budowlanej, często wyjeżdżając w delegacje. Z żoną nigdy nie byli małżeństwem idealnym. Jak twierdzi mąż, pił on, ale piła także ona. Gdy ją poznał w 1993 roku, była bezdomna. Dopiero gdy zaszła z nim w pierwszą ciążę, zdradziła, że jest mężatką i ma córkę, która przebywa w domu dziecka. Mimo to Krzysztof i Mirosława zostali parą, założyli rodzinę, doczekali się czwórki dzieci i wnuków.
Według męża, wszystko zaczęło się psuć w 2018 roku, gdy żona „weszła na Facebooka i zamieściła tam swoje zdjęcia”. - Potrafiła siedzieć na Facebooku nawet 10 godzin dziennie. Zaniedbywała dom - twierdził w sądzie Krzysztof. - Zaczęła o siebie bardziej dbać. Rzęsy sobie przyklejała, paznokcie robiła, chodziła na solarium, kupowała sukienki. Malowała się i wychodziła z domu. Czasem np. o godzinie 23.00. Wychodziła na 1,5-2 godziny.
Według Krzysztofa, jego żona „pisała na Facebooku ze 150 facetami”. W pewnym momencie jednak jasno oświadczyła mężowi, że przez internet poznała tego jedynego i zostali parą. To właśnie miało go dobić.
Co charakterystyczne, Krzysztof do zabójstwa się przyznaje, ale już do wieloletniego znęcania się nad żoną - nie. Gorąco zapewnia, że owszem, kłócili się z Mirką jak inni małżonkowie, ale o żadnym znęcaniu się mowy nie ma.
Choć w rodzinie założona była Niebieska Karta, a prokuratura zgromadziła mocne dowody znęcania, Krzysztof takiemu akurat zarzutowi silnie zaprzecza. Żonę uderzył może ze dwa razy w życiu, a szarpał 5-6 razy. Jeśli się kłócili, to najczęściej o bzdety. Na przykład: ona narzekała, że nigdzie nie jeżdżą: ani w góry, ani za granicę. Tłumaczyć musiał swej kobiecie, że tydzień takiej rozrywki oznacza ogromne jak na nich wydatki. Ale co później? Stanąć w kolejce po zupę w Caritasie? - Ćwierć wieku żonę utrzymywałem. Przez te ćwierć wieku ona pracowała tylko przez 10 miesięcy, w ogrodnictwie. Po ćwierć wieku zostawiła mnie dla innego - mówił Krzysztof przed sądem, roniąc łzy. Czy można mu jednak wierzyć? Jemu również grozi przecież dożywocie...
Marcin: nóż w rok po ślubie
Marcin ma 38 lat i jest budowlańcem. Mieszka w Golubiu-Dobrzyniu, jeszcze mniejszym od Grudziądza mieście w Kujawsko-Pomorskiem. Ponurym żartem można nazwać fakt, że jego proces o zabójstwo „ukochanej” żony Beaty ruszył przed sądem w prima aprilis.
Marcin zamordował małżonkę nożem 15 maja 2018 roku w kamienicy przy ul. Katarzyńskiej. Kiedy policjanci przyjechali na miejsce, na korytarzu zobaczyli leżącą we krwi Beatę. Pogotowie zabrało kobietę do szpitala, gdzie zmarła. Na poddaszu ukrywał się Marcin K., mający w organizmie ponad 3 promile alkoholu.
- Zadał jej ciosy w okolicy twarzy, szyi, ramion i klatki piersiowej, powodując liczne rany kłuto-cięte - wyliczała w akcie oskarżenia prokurator.
Marcin do zbrodni się przyznał w śledztwie i przed sądem, ale odmówił wyjaśnień. Jego obrońca, adwokat Mariusz Lewandowski przekazał jednak dziennikarzom, że mężczyzna partnerkę kochał, bardzo żałuje tego, co zrobił i - generalnie - „to wielki dramat i tragedia także dla niego”.
Prokuratura wie natomiast dobrze, że Marcin to tzw. przemocowiec. Niebieską Kartę w tej rodzinie założono zaledwie 3 miesiące po ślubie Beaty i Marcina. Do zbrodni doszło po roku od zawarcia małżeństwa. Kobieta szybko zaczęła uciekać z mieszkania, gdy mąż podnosił na nią rękę. W końcu zdecydowała się odejść, z czym on nie mógł się pogodzić.
Marcin nie przyznaje się do znęcania. Twierdzi, że żadnych rękoczynów nie było.
We wszystkich tych sprawach sprawcy gęsto się usprawiedliwiają i zrzucają winę na partnerki. One same nie mogą już opowiedzieć sądowi swej wersji...