Żużlowe szkiełko: Smutna wiosna
Australia. Może jeszcze nie lato, ale ciepło i słonecznie. Jeśli ciepło i słonecznie, to pozytywnie. Znacznie przyjemniej niż w październiku w Europie, żużlowcom można tylko pozazdrościć.
Atmosfera pikniku, zwiedzania – to przecież punkt obowiązkowy dla każdego – radosny uśmiech i konieczny luz to chyba wszystkim kojarzy się z Australią. Tymczasem, żużlowa rodzina przywiozła w dodatkowych skrzyniach stres, depresję i szarość europejskiej jesieni. Chyba tylko tak można wytłumaczyć zdarzenia na torze w Melbourne. Zamiast oczekiwanej wiosennej zabawy, były bójki, niepotrzebna agresja i dramatyczny koniec Grand Prix Australii. Znów kunszt i umiejętności najlepszych żużlowców świata zeszły na dalszy plan. Medialne doniesienia z Antypodów zdominowały negatywne informacje, a przecież miało być tak pięknie. Ten sezon powinien już się skończyć, a wszyscy powinniśmy o nim jak najszybciej zapomnieć.
Ten zły obraz mogą jeszcze przemalować juniorzy. W Mildurze powinno być inaczej. Finaliści Drużynowych Mistrzostw Świata są młodsi, radośniejsi i jeśli obędzie się bez stresu oraz niepotrzebnej presji powinni pokazać tę dobrą twarz speedwaya. Owszem gospodarze czują się mocni i koniecznie – nie zawsze w sposób fair - chcą pokazać kto tu rządzi. Mam nadzieję, że Bartosz Zmarzlik i reszta nie dadzą się zwariować. Sport ma być zabawą, a nie walką na śmierć i życie.
Krajowe żużlowe ostatki już za nami. Coraz więcej mówi się o nowym roku i tym co nas czeka. Grand Prix na Narodowym już prawie wyprzedane. Kibic ciągle ma nadzieję, kibic wybaczył organizatorom, kibic chce zobaczyć najlepszych w stolicy. Tego nie można zmarnować. Stawka uczestników poważnie odmłodzona, kilka nowych nazwisk, a jeszcze parę miejsc jest wolnych. Decydenci nie mają łatwego zadania. Naciski, interesy to wszystko miesza się z wartością sportową kandydatów do elitarnego grona. Swoje dostaną Szwedzi, bo przecież trudno wyobrazić sobie indywidualne mistrzostwa świata bez… drużynowych mistrzów świata. Taki paradoks sezonu. Naszych jest trzech, może i powinno być czterech. Oby tak się stało, choć w siłę przebicia głosu naszych działaczy na arenie międzynarodowej nie wierzę. Ostatnie lata pokazały, że z nami niekoniecznie się liczą, albo nawet nie liczą się wcale. Czas to zmienić. Może na australijskiej ziemi się uda? Dajmy naszym granatowo marynarkowym szansę.
Ogólnie to wszystkim należy dać szansę. To co było, to już historia. Za chwilę nowe rozdanie i ważne, by wszystko odbyło się na przejrzystych i jasnych zasadach. Kluby spłacają długi, żużlowcy obiecują poprawę, kibice kupują bilety i tylko jedno pozostaje bez zmian. Na kolejne żużlowe emocje – te prawdziwe na torze – zawsze trzeba czekać sześć długich jesienno-zimowych miesięcy. Tego ciągle nikomu nie udało się jeszcze zmienić. Smutne to, ale jest nadzieja. Wiosna zawsze przychodzi.