Żużlowe szkiełko: "Trybunał zarobiony"
Marzec. Pierwszy miesiąc żużlowy w roku. Jeszcze nie taki pełny, ale już pachnący metanolem. Na przednówku każdy trening czy sparring smakuje jak turniej Grand Prix.
Wszyscy jesteśmy głodni. Póki co jesteśmy karmieni odgrzewanymi kotletami czyli sporami prawnymi i regulaminowymi. A to sprawa rzeszowska, a to sprawa zielonogórska. Trybunał PZM ciągle grzebie w poprzednim sezonie, przesuwa terminy, a decyzji brak. Sezon za pasem i wszystko powinno być jasne.
Spór na linii Falubaz – Jarosław Hampel rozstrzyga żużlowa centrala.
Paradoks polega na tym, że pośrednio wspomniany Trybunał PZM jest sędzią we własnej sprawie. Gdyby bowiem reprezentant Hampel wzorem zawodników NBA był objęty obowiązkowym ubezpieczeniem przez federację czyli PZMot. sprawy by nie było. Tak jest w koszykówce. Gdyby zastosowano wariant piłkarski – kluby za występy swoich zawodników otrzymują od FIFA bądź UEFA ekwiwalent za występy zawodników na Mundialu bądź Euro - także sporu by nie było. Wtedy bowiem Falubaz otrzymałby kasę z racji występów Hampela w Drużynowym Pucharze Świata. U nas jest inaczej.
Regulamin przynależności klubowej i jej zapisy wymyśla i wprowadza w życie federacja, do reprezentacji powołuje federacja, czasem powołanym sypnie jakimś groszem, ale na tym odpowiedzialność PZMot, a i FIM także się kończy. Klub ma się cieszyć, że zawodnik dostąpił zaszczytu reprezentowania kraju. Zawodnik odmówić nie może, bo nie dość, że zostanie napiętnowany – gdzie honor, przywiązanie do barw - to jeszcze skończy się zawieszeniem licencji. Wszystko można zrozumieć, dopóki dopóty nic się nie stanie. Przed rokiem w Gnieźnie się stało.
Falubaz postąpił zgodnie z prawem i przyciął kasę Hampelowi.
Zawodnik też zgodnie z zapisami regulaminu decyzję zaskarżył i mamy pat. Na razie płacą zielonogórzanie, bo federacja zażądała kaucji w wysokości spornej kwoty. Niezła kołomyja, bo nie jednoznaczne przepisy wymyśliła federacja, której ciałem jest Trybunał PZM. Sporna kwota wyniknęła z kontuzji, podczas zawodów na które zawodnik został powołany przez federację. Takim to sposobem PZM ma wszystko – śmietanę, krowę i przede wszystkim dojarkę.
Nie mniej interesująco w Rzeszowie
Faceci wpadli na umowie pod stołem, narobili długów, ale uratuje ich Unia Europejska. Nie wiem ile w tym prawdy, ale Rzeszów uzasadniając wniosek o środki europejskie na przebudowę obiektu zobowiązał się do zorganizowania na własnym stadionie iluś tam imprez żużlowych. Jeśli nie spełni warunku - miasto jako inwestor będzie musiało zwrócić do Brukseli unijne środki.
Suma podawana w milionach euro robi wrażenie. Miasto bez ligowego zespołu będzie miało poważny problem. Stali trzeba pomóc, więc klub do rozgrywek przystąpić musi. Dostanie warunkowo licencję warunkową. Prawo wyższej konieczności. W Gnieźnie, Lublinie i Ostrowie zaprotestują i znów Trybunał PZM będzie miał robotę.