Nie sposób być obojętnym. Żużel niestety co jakiś czas przypomina, że jest czarnym sportem. Takich wypadków jak ten z Rybnika nikt nie chce. Nie chcemy żadnych upadków. Cóż z tego, że nie chcemy? Jaki mamy na to wpływ?
Żużel to sport ekstremalny, w który od zarania jego dziejów wkalkulowane jest ryzyko. Ktoś je ponosi, ktoś cierpi. Ważne by z tych niezwykle bolesnych lekcji wyciągać wnioski. Dziś potrafimy zachować się z godnością. Tej nie zabrakło w Rybniku. Nie brakuje jej także w żużlowej Polsce.
Obejrzałem derby. W występ Piotra Protasiewicza nie wierzyłem, a tymczasem kapitan Falubazu jeździł. Nie dość, że jeździł, to jeszcze jak jeździł! Koniec końców zielonogórzanie polegli. Każda historia ma swój koniec. Także i ta. Piętnaście lat bez derbowej porażki na własnym torze to już tylko wspomnienie. Tamtą z pierwszych lat XXI wieku doskonale pamiętam, bo miała miejsce kilkanaście godzin po historycznym, deszczowym triumfie Tomasza Golloba na stadionie lekkoatletycznym w Berlinie. Było minęło, czas pisać nową historię.
Gorzowianom trzeba gratulować. Wrócili na właściwe tory i są na najlepszej drodze do mistrzowskiego tytułu. Światowej klasy żużlowiec, który jest jeszcze juniorem to wartość, która musi przełożyć się na złote medale. Oczywiście Bartosz Zmarzlik sam ligi nie wygra - potrzebna jest drużyna. Tę lekcję Stal odrobiła przed rokiem, więc Stanisław Chomski ma zespół. Nic takiego nie można powiedzieć o zielonogórzanach. Tu wszystko się sypie. Zła passa niestety trwa. Wyliczanie zdarzeń, które dotykają zespół z Zielonej Góry nie ma najmniejszego sensu. Jason Doyle opuszczający stadion w karetce, był tylko dopełnieniem złego scenariusza, który pisany jest Falubazowi od lat. Kiedy zobaczymy planszę z napisem koniec? Czas najwyższy.
Od derbów nie sposób uciec. W tej zabawie - niestety ciągle zbyt poważnej - nikt nie miał łatwo. Sędzia musiał rozstrzygać co najmniej trzy bardzo trudne sytuacje. Nie zazdroszczę. Nawet telewizyjne powtórki nie dały jasności czy arbiter wyrokował słusznie czy po prostu się pomylił. To też urok sportu. Jest o czym dyskutować, jest o czym pisać. Osobną sprawą jest tor. Ten był po prostu dziurawy, nieregulaminowy i nie boję się tego napisać: spreparowany! W efekcie niebezpieczny.
Tylko doświadczeniu - Piotra Protasiewicza i sprawności Patryka Dudka - zielonogórzanie zawdzięczają to, że w szpitalu po derbach wylądował tylko Doyle. I tak jeden za dużo. Taka głupia zabawa - nazywa się ona „atut własnego toru” - jest chorobą toczącą nasz żużel od lat. Zwycięstwo za cenę ludzkiego zdrowia i życia? Panowie, opamiętajcie się! Żużel w Zielonej Górze nie kończył się na derbach, nie kończy się na tym jednym przegranym meczu. Zawsze jest kolejne spotkanie, zawsze jest kolejny sezon i zawsze można napisać nową, także tę zwycięską historię. Tę najważniejszą - zwycięską - musi teraz napisać Krystian Rempała. Trzymajmy kciuki!
Autor: Rafał Darżynkiewicz