Kilka dni temu o ósmej rano zgasło w moim domu światło. A wraz z nim telewizja, internet, piekarnik, lodówka... Szybko się okazało, że nie wróci prędko, bo energetycy zaplanowali sobie przerwę. Do popołudnia. To tak zwana planowana przerwa.
Energetycy ją sobie planują i wpisują - zwykle tydzień przed wyłączeniem - na stronę internetową. Nikogo o swoich planach nie informują. Jak chcesz być poinformowany, to powinieneś - najlepiej codziennie - wchodzić na stronę internetową PGE i sprawdzać, co w najbliższym czasie wyłączyć chcą energetycy. Jak nie wchodzisz, to nie wiesz i żyjesz w napięciu, że napięcia nie będzie. Napięcie rośnie zresztą wprost proporcjonalnie do braku napięcia w gniazdku.
Energetycy zdają się o tym wiedzieć i proponują ułatwienie. Zamiast codziennie rano przed włączeniem poranny.pl wchodzić na stronę PGE, można skorzystać z mailowych powiadomień. Ograniczonych do regionu - w moim wypadku - podbiałostockiego. Więc się zapisałem. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że wyłączeń jest tak dużo. I są one planowane niemal codziennie. Wczoraj rano na przykład poinformowano mnie, że 23 listopada prądu nie będzie w różnych częściach Lipska. Dzień Dobry TVN przegapią też niektórzy mieszkańcy Moniek. Uprzedzam, bo nie wszyscy subskrybują newsletter PGE.
Zresztą nie dziwię się, przecież co mnie w gruncie rzeczy obchodzi, że w miejscowościach oddalonych od mojej wsi o 88,8 km i 45,9 km (najkrótszymi trasami) nie będzie w przyszłą środę prądu. Energetycy to nie informatycy, więc nie wiedzą pewnie, że można stworzyć newsletter, który będzie informował o wyłączeniach tylko w konkretnym miejscu. Podpowiadam - można.
Ale nie trzeba. Wyobrażam sobie taki idealny świat, w którym energetycy zamiast planowo wyłączać prąd, będą go tylko dostarczać.