Felieton Magdy Huzarskiej - Szumiec. Kapliczka Maradony
To wydarzyło się naprawdę, choć samej nie chce mi się w to wierzyć. Droga dojazdowa do Neapolu. Sznur aut przesuwa się w żółwim tempie. Ale w pewnym momencie następuje blokada. Stoimy dobrych kilkanaście minut, kiedy nie wytrzymuję i idę zobaczyć, co się dzieje.
Moim oczom ukazuje się jedyny w swoim rodzaju widok. Kierowca dymiącego chyba z przegrzania auta stoi przed otwartą maską i gładząc karoserię czule do niego przemawia. Jak się szybko zorientowałam, prosi je, żeby jechało dalej. Reszta podróżnych początkowo przypatruje się temu, by za chwilę dołączyć i razem ze zdesperowanym mężczyzną przekonywać samochód do dalszej jazdy. Byłam pod takim wrażeniem, że nie pamiętam, jak się to skończyło. Chcę wierzyć, że pojazd rzeczywiście ruszył.
Przekraczając rogatki Neapolu ulegam magii, którą żyją jego mieszkańcy. I już od dawna nie dziwią mnie obwieszone różańcami ołtarzyki w murach starych kamienic, z których patrzy na mnie nie kto inny jak Diego Maradona. Widziałam człowieka, który żarliwie się przed jedną z nich przeżegnał, by za chwilę zrobić to samo przed figurą Madonny. Bo argentyński piłkarz u stóp Wezuwiusza jest traktowany wciąż jak bóg, zbawiciel, który sprawił, że SSC Napoli wstało z kolan i pokazało bogatym drużynom z północy, jak może wyglądać dobra piłka.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień