Jan Miodek: Błękitna krew, koperczaki i filip z konopi
"Kredki błękitnej krwi" - to tytuł jednego z prasowych omówień wystawy w warszawskim Muzeum Narodowym „Mistrzowie pastelu. Od Marteau do Witkacego”. Nietrudno się domyślić, że ten nagłówek jest metaforycznym wyrazem największego szacunku i podziwu dla kunsztu artystów prezentowanych na wystawie.
Wszak przenośne wyrażenie „błękitna krew” oznacza „arystokratyczne pochodzenie, przynależność do wysokiego, szlachetnego rodu; arystokrację, szlachtę”. A jakie jest jego pochodzenie?
To odpowiednik hiszpańskiego połączenia wyrazowego „sangre azul”, nawiązującego do przeświecających przez naskórek na głowie, szyi i rękach naczyń żylnych, które jakoby tylko u hiszpańskich arystokratów „czystej krwi” mają zabarwienie błękitne. Słowem - paranoja! No ale ten frazeologizm w języku się ostał – nie tylko w naszym, ale też np. we francuskim („sang bleu”) i angielskim („blue blood”).
Nie jest natomiast pewne pochodzenie słowa „koperczaki”, o które ostatnio pytało mnie parę osób. We współczesnej polszczyźnie występuje ono – choć już coraz rzadziej - tylko w syntagmach: stroić, ciąć, sadzić koperczaki, albo: uderzać, iść, sunąć, posuwać, puszczać się w koperczaki w znaczeniu „zalecać się, umizgać się”. Jeszcze w XVIII w. same koperczaki były synonimem umizgów, zalotów, komplementów.
Niektórzy etymolodzy uznają je za pożyczkę z węgierskiego - od słowa „kopesag” - „figiel”. Inni - liczniejsi - wywodzą je od dawnego czasownika „kopertać się” - „przewracać się”; przywołują oni niegdysiejsze pokrewne formy: kopertki, kopyrtki - „koziołki”, a wszystkie one mają nawiązywać do „kopery, kopyry” - „zająca”. Ta interpretacja przekonuje mnie bardziej, zwłaszcza że mamy przecież żywy do dziś czasownik „wykopyrtnąć się” - znaczący tyle, co „przewrócić się, upaść” (np. wykopyrtnął się na ślizgawce). Ale i w znaczeniu metaforycznym można się na czymś wykopyrtnąć, np. na egzaminie, sprawdzianie, teście, klasówce, maturze, matematyce, języku polskim, historii itp.
A skoro pojawił się tu dzisiaj „kopera, kopyra” - „zając”, dopowiedzmy, że w popularnym zwrocie „wyrwał się jak filip z konopi”, wyśmiewającym wystąpienie, zabranie głosu nie w porę, nie na miejscu, niewczesne, niestosowne, ni w pięć, ni w dziewięć, ni przypiął, ni przyłatał, filip też oznacza zająca, który w silnie pachnących i gęstych konopiach czuje się bezpieczny przed psami na polowaniu. Za błędne natomiast uważa się wyjaśnienia Benedykta Chmielowskiego w „Nowych Atenach” i Adama Mickiewicza w „Panu Tadeuszu”, jakoby była to aluzja do jakiegoś Filipa ze wsi Konopie, który się ośmieszył bezsensownym przemówieniem w sejmie.
Profesor Jan Miodek