Jan Miodek: Zieeew i słowiański przykuc
Zapytany niedawno przez jednego z telewidzów o stosunek do neologizmów, do twórczości językowej, do zabawy słowem, nie po raz pierwszy wyraziłem swą jednoznaczną aprobatę, przywołując zarazem przekonanie jednego z najsłynniejszych współczesnych językoznawców – Amerykanina Noama Chomsky’ego, że o pełnej, prawdziwej znajomości języka może mówić tylko taki człowiek, który dosłownie w każdej chwili jest gotowy do stworzenia zupełnie nowej konstrukcji, ale tak przez niego zbudowanej, że będzie przez wszystkich zrozumiana. Dopowiedziałem, że żywa mowa powinna się dosłownie skrzyć takimi pomysłami!
Byłem natomiast przed paroma dniami bliski stanu załamania nerwowego, gdy dowiedziałem się od jednej z instytutowych koleżanek, że w którymś z telewizyjnych programów dla dzieci powtarzały się konstrukcje „Tak, szef” czy „Tak jest, szef”.
Napisałem kiedyś w „Rzeczy o języku”, że trochę mnie już nudzi moda na zwielokrotnianie liter w takim czy innym wyrazie, że nawet jeśli mogą aprobować na przykład: „Adamie, leeeeeć!” czy „Kamilu, leeeeeć!” – wyrażające pragnienie jak
najdłuższego skoku Adama Małysza i Kamila Stocha, to kiedy zobaczyłem szyld z napisem „Baaazar”, odebrałem ów „baaazar” z potrojoną literą „a” już tylko w kategoriach manieryczności. No bo niby dlaczego „baaazar”??!
Z sympatią natomiast pomyślałem o internetowym sprawozdawcy jednego z meczów piłkarskich, który pierwszą połowę bardzo nudnego meczu skomentował krótko, ale jakże ekspresyjnie: „Zieeew”. Gdy zobaczyłem to potrojone „e”, nie mogłem nie ziewnąć. I to jak ziewnąć! Moje zaś uznanie dla całej tej formy wzięło się nie tylko z zabawy literowej, ale i ze słowotwórczego pomysłu sprawozdawcy. Oto zdecydował się on na urobienie tzw. derywatu wstecznego (ujemnego) od podstawy czasownikowej „ziewać (ziewnąć)”. Wstecznego (ujemnego), bo powstałego przez odrzucenie cząstki -ać (-nąć): ziew od ziewać (ziewnąć) – jak zlew od zlewać, zalew od zalewać, wpływ od wpływać, dopływ od dopływać, ubaw od ubawić się, skłon od skłonić się, zwis od zwisać, wykop od wykopać itp.
powtarzały się konstrukcje „Tak, szef” czy „Tak jest, szef”
Na ten sam zabieg słowotwórczy zdecydował się jeden z publicystów, który w pewnym artykule napisał o słowiańskim przykucu. – Przykucu urobionym od podstawy przykucać (przykucnąć) także przez odrzucenie cząstki wygłosowej, a nie przez dodanie jakiegoś przyrostka czy przedrostka, jak to się dzieje najczęściej (kot – kotek, kotka, koteczek, kociak, kocisko, deszcz – deszczyk, deszczysko, Jan – Janek, Janeczek, Janunio, Januś, czytać – doczytać, przeczytać, wyczytać, sczytać, rozczytać się, pisać – przepisać, dopisać, wypisać, spisać, rozpisać, podpisać).
Wracając zaś do cytatów z leeeeć...
– Stworzyłem w nich wołacze z końcówkami: Ada-mi-e!, Kamil-u! Współcześni Polacy, niestety, coraz częściej o nich zapominają, i to nawet w tekstach pisanych czy oficjalnych. W roku 1959 przed ostatnim meczem Gerarda Cieślika w ekstraklasie zobaczyłem w gazecie nagłówek: „Żegnaj, Gerardzie!”. Kiedy przed paroma laty najpopularniejszy piłkarz pierwszych kilkunastu powojennych lat umarł, większość tytułów żałobnych tekstów miała postać „Żegnaj, Gerard”. To znamienna ewolucja gramatyczna. Byłem natomiast przed paroma dniami bliski stanu załamania nerwowego, gdy dowiedziałem się od jednej z instytutowych koleżanek, że w którymś z telewizyjnych programów dla dzieci powtarzały się konstrukcje „Tak, szef” czy „Tak jest, szef”. Czyżby obumierała nawet jedna z najpopularniejszych form wołaczowych „szefie”?! „Trochę się pocieszyłam – dopowiedziała koleżanka – gdy w tymże programie stworzono jednak wołacz szefowo!”.