To będzie rzecz o sopranie z Odessy, Matce Boskiej Katyńskiej i wzruszonej Bydgoszczy.
Na tle szarych, zaniedbanych domów w sąsiedztwie, pięknie odnowiona kamienica przy ul. Chrobrego 22 przyciąga wzrok. Jednak nie wygląd budynku, lecz jego historia warta jest uwagi. Z tym miejscem związana była Julia Gorzechowska, która swoim śpiewem zachwycała bydgoszczan. Mężem Julii był Henryk Gorzechowski, porucznik 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich, który swoje życie zakończył się w katyńskim lesie. Płaskorzeźba, którą zrobił w sowieckiej niewoli, znajduje się Katerze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie.
Dzwony na Łubiance
Ona, córka Inguszki i Polaka, urodzona w 1892 r. w Odessie, która trafiła do Moskwy, aby tam rozwijać swój muzyczny talent. Uczennica sławnej prof. L. Andrejewskiej, śpiewaczka kameralna w Teatrze Stanisławskiego. Jej piękny sopran mieli okazję podziwiać również mieszkańcy Petersburga.
On, Polak urodzony w 1892 r. Warszawie, który ukończył gimnazjum w Kijowie i Szkołę Rolniczą w Puławach (marzyła mu się hodowla koni). W 1914 r. wstąpił w szeregi I sotni Inguskiego Konnego Pułku Kozackiego Tubylczej Dywizji Konnej. Absolwent kijowskiej szkoły podchorążych. Aresztowany w 1918 r. we Władykaukazie. Po uwolnieniu, gdy starał się przedostać do Finlandii, znowu trafił do aresztu. Z Petersburga przewieziono go do więzienia w Moskwie. Tam - według wspomnień rodzinnych - piłował dzwony, zabrane przez bolszewików z kościołów i cerkwi. I to właśnie w ponurym moskiewskim więzieniu na Łubiance połączyły się drogi artystki Julii Prachnickiej oraz więźnia Henryka Gorzechowskiego.
Dzięki Krupskiej i Dzierżyńskiemu
Panna Julia, która w Moskwie działała w Komitecie Opieki nad Więźniami, podczas jednej z wizyt na Łubiance poznała Henryka Gorzechowskiego. W tych mało romantycznych okolicznościach obydwoje szybko uznali, że są sobie przeznaczeni.
Według przekazów rodzinnych, w 1919 r. przed ołtarzem stanęli dzięki żonie Lenina, zauroczonej śpiewem młodej artystki. Nie bez znaczenia było przypadkowe spotkanie przyszłego pana młodego z Feliksem Dzierżyńskim w więzieniu. „Krwawy Feliks” znał brata Henryka - Jana „Jura” Gorzechowskiego, działacza PPS-u.
Dzięki temu nazwiska małżonków trafiły na listę zakładników, którzy mogli wrócić do kraju, w zamian za zwolnienie przez Polskę Karola Radka, przyjaciela Lenina. 17 marca 1920 r. z liczną grupą innych zakładników, w tym z Ludwikiem Regameyem, Gorzechowscy przyjechali do stolicy, o czym informował „Kurier Warszawski”.
Bratowa Zofia Nałkowska
We wrześniu 1921 r. Henryk Gorzechowski został skierowany do 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich w Bydgoszczy. Przyjechał tu z żoną i synkiem Henrykiem Mikołajem, który urodził się 28 lutego 1920 r. we Włocławku. Niebawem rodzina opuściła wojskowe mieszkanie, przenosząc się do kamienicy w centrum miasta przy ul. Chrobrego 22 (do 1931 r. - nr 17).
Gorzechowscy utrzymywali bliski kontakt z braćmi pana Henryka; Józef zajmował wysokie stanowisko w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Przyszły generał brygady Jan „Jur” Gorzechowski, współpracownik Józefa Piłsudskiego bardzo przystojny, pomijając jego społecznikowskie i zawodowe walory, był znanym kobieciarzem, nie najlepiej traktującym damy. Przekonała się o tym jego druga żona, pisarka Zofia Nałkowska. Julii i Henrykowi Gorzechowskim nie brakowało okazji do spotkań ze sławną bratową.
Regamey przy fortepianie
Światem Henryka Gorzechowskiego były koszary. Płk Zygmunt Podhorski, komendant Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, w swojej opinii o jego kwalifikacjach na dowódcę szwadronu, zaznaczył m.in:
Poczucie honoru wybitne (stosunek do kolegów - wybitny. Obowiązkowość - wybitna. Pilność wybitna, ambicja pracy wybitna. Ambicja osobista wybitna. (...) Jeździec bardzo dobry. Obycie towarzyskie wzorowe.
Światem pani Julii było muzyczne życie miasta. Już w listopadzie 1921 r. „Dziennik Bydgoski”, przy okazji informacji o raucie na rzecz kuchni ludowej, pisał: „P. Prachnicka-Gorzechowska, znakomita śpiewaczka, b. primadonna opery petersburskiej i moskiewskiej osiadła w naszym mieście, przeżywszy wszystkie okropności piekła bolszewickiego. Znakomita artystka, uproszona przez komitet opiekujący się kuchnią ludową. Przyrzekła współudział w raucie, mającym się odbyć 26 listopada w Hotelu pod Orłem”.
W muzyczny świat Bydgoszczy wprowadził panią Julię Ludwik Regamey, teraz radca w bydgoskim magistracie znakomity pianista, pochodzący z Kijowa. Od samego początku bydgoskiej kariery akompaniował jej podczas koncertów. Razem występowali m.in. w Teatrze Miejskim, Hotelu pod Orłem, w auli Gimnazjum Męskiego (po wojnie Technikum Kolejowe, obecnie Uniwersytet Kazimierza Wielkiego), również w auli Gimnazjum Humanistycznego przy ul. Grodzkiej, także w Strzelnicy przy ul. Toruńskiej, itd. Tylko okazjonalnie pani Julii akompaniowała Maria Pollheim, również ceniona śpiewaczka.
W Bydgoszczy Gorzechowscy mieli wielu znajomych, którzy dotarli tu z wielką falą uchodźców ze wschodu, również muzyków. Do tego grona należeli m.in.: Aurelia Klein Mierzyńska z Kowna, z Kijowa - Zygmunt Lisicki, Janina Opęchowska, Bohdan Zaleski.
Zamiast siostry Szymanowskiego
Julia Gorzechowska angażowała się we wszystkie przedsięwzięcia Towarzystwa Muzycznego. Od początku była jego członkiem. Miała bogaty repertuar - utwory do muzyki Chopina, Griega, Karłowicza, Liszta, Noskowskiego, Paderewskiego, również dzieła kompozytorów niemieckich, francuskich oraz rosyjskich. Na scenie czarowała głosem, ekspresją i dykcją. Dziękowano jej za to burzą oklasków, koszami kwiatami, otrzymywała znakomite recenzje - od pierwszego występu, który odbył się w listopadzie 1921 r., od pierwszego recitalu 21 lutego 1923 r. Sześć dni później recenzent „Dziennika Bydgoskiego” pisał:
Recital ten, tak ze względu na nazwisko i wokalne kwalifikacje koncertantki, jak i sposób odtwarzania umiejętnie zestawionego programu, jest bezsprzecznie jednym z najlepszych i najudańszych wieczorów obecnego sezonu.(...) P. Gorzechowska jest jedną z tych bardziej nielicznych wykonawczyń, które umieją z każdej piosenki stworzyć scenę „dramatyczną” bez aparatu gestykulacji i ruchów scenicznych - Jej wystarczy lekka zmiana wyrazu twarzy, ściszanie głosu, wykonywane przez nią pieśni pulsują pełnym napięciem dramatycznym.
Śpiewem pani Gorzechowskiej zachwycał się m.in. pisujący muzyczne recenzje Zygmunt Gabriel Urbanyi, ojciec późniejszego znakomitego dziennikarza sportowego „Gazety Pomorskiej” Zbigniewa Urbany’ego.
Artystka radziła sobie świetnie, nawet w nieoczekiwanych sytuacjach. W sierpniu 1922 r. podczas wieczoru, zorganizowanego ma cześć kompozytora Karola Szymanowskiego i jego rodziny, musiała zastąpić Stanisławę Szymanowską, która miała wykonać pieśni brata, ale zasłabła.
Na panią Gorzechowską zawsze mogli liczyć członkowie Związku Polaków z Kresów Wschodnich. Chętnie też włączała się w imprezy muzyczne, organizowane przez wojsko. W marcu 1927 r. wystąpiła w Teatrze Miejskim w koncercie urządzonym z okazji pobytu w Bydgoszczy ks. prymasa Augusta Hlonda na rzecz renowacji kościoła garnizonowego.
Z Gdyni do Katynia
W 1930 r. Henryk Gorzechowski, ze względu na stan zdrowia, musiał opuścić wojsko. Karol Spława-Neyman, spokrewniony z pierwszą żoną Ludwika Regameya, już wówczas mieszkający w Gdyni zaproponował mu pracę w firmie handlującej węglem. Obydwaj panowie zaprzyjaźnili się jeszcze w Bydgoszczy. Informacja o tym, że śpiewaczka zamieszkała w sierpniu 1931 r. w Gdyni miesiąc później trafiła na łamy „Dziennika Gdańskiego”.
Pani Julia na większą skalę niż w Bydgoszczy zajęła się edukacją - założyła w Gdyni Szkołę Muzyczną, uczyła śpiewu solowego w Konserwatorium Polskiej Macierzy Szkolnej w Wolnym Mieście Gdańsku. Miała też czas na działalność społeczną, m. in. w Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet. Tak jak w Bydgoszczy, i w Gdyni jej nazwisko często trafiało na łamy lokalnej prasy.
Gdy wybuchła wojna, Henryk Gorzechowski zgłosił się do swego macierzystego pułku. Jego dziewiętnastoletni syn, jako ochotnik też znalazł się w szeregach 16. pułku ułanów. Razem trafili do niewoli. Najpierw byli w punkcie przejściowym w Szepietówce, później przeniesiono ich do Kozielska. Tam na kawałku deski z pryczy Henryk senior wyrzeźbił mały obrazek (14,8 na 9,4 cm) Matki Boskiej Hetmańskiej Królowej Kresów, który przekazał synowi jako prezent na jego 19. urodziny. Umieścił na niej datę - 28 II 1940 r. Syn przeżył - trafił do Griazowca. On zginął w maju 1940 r. w przedostatniej grupie jeńców rozstrzelanych w katyńskim lesie.
Płaskorzeźba z wizerunkiem Matki Boskiej Katyńskiej towarzyszyła Henrykowi juniorowi aż do śmierci w 1989 r. W 2000 r. Henryk Wacław Gorzechowski, wnuk Julii i Henryka Gorzechowskich przekazał płaskorzeźbę Radzie Polskiej Fundacji Katyńskiej. Stąd 15 stycznia 2002 r. trafiła do Katedry Polowej. Wtedy też historia rodziny trafiła do publikacji pt. „Kaplica Katyńska”, wydanej przez Niezależny Komitet Historyczny Badania Zbrodni Katyńskiej.
Uczennica Teresa Kubiak
Po wybuchu wojny Julia Gorzechowska została wysiedlona z Gdyni. Wyjechała do Warszawy, gdzie wstąpiła do AK. Razem z Marią i Kazimierzem Wiłkomirskimi, z którymi współpracowała już na Wybrzeżu, włączyła się w życie artystyczne stolicy. Brała udział w powstaniu.
Od 1943 r. wiedziała o śmierci męża, bo jego nazwisko znalazło się na liście oficerów ekshumowanych i rozpoznanych w Katyniu. Po wyzwoleniu zamieszkała w Łodzi, pracowała w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Wśród jej uczennic była m.in. znana polska śpiewaczka Teresa Kubiak.
Julia Gorzechowska zmarła 23 października 1971 r. Jej grób na cmentarzu przy ul. Ogrodowej w Łodzi już nie istnieje.
Wnuk pani Julii wie, że dziadkowie mieszkali w Bydgoszczy. Niestety, o bydgoskiej artystycznej karierze swojej babci nie potrafi nic powiedzieć. Lepiej zna jej gdyńskie dzieje. Ostatnio trafiły one na łamy książki Małgorzaty Sokołowskiej pt. „Kobiety Gdyni”.
- Moi rodzice zmarli, gdy miałem niespełna dwadzieścia lat - mówi Henryk Wacław Gorzechowski. - W takim wieku historia rodzinna raczej nie przyciąga uwagi. I tak miałem wielkie szczęście - ojciec zdążył mi przekazać bezcenne informacje - tragiczną historię swojego ojca z Katynia, w tym historię płaskorzeźby.
Jednak bydgoska historia Julii Gorzechowskiej nie przepadła. Można ją odtworzyć dzięki licznym artykułom w lokalnej prasie międzywojennej. Jej okruchy można znaleźć w pracy zbiorowej pt. „Nauczyciele muzyki na Pomorzu i Kujawach”, którą w 2008 r. wydała Akademia Muzyczna w Bydgoszczy. Dziś do tej skromnej porcji wiedzy swoją cegiełkę dokłada „Album Historyczny”.
Autorka: Gizela Chmielewska