Kalk czy kalek umysłowych?
W pewnym artykule czytam: „To jest powrót do mentalności i kalek umysłowych z czasów PRL-u, wzorów wróg – przyjaciel”.
Jeszcze nie tak dawno temu zdaniu i obecnej w nim formie dopełniacza liczby mnogiej „kalek” nie poświęciłbym ani jednej linijki, bo wszystkie słowniki uznawały za równorzędne warianty „kalk” i „kalek”. Leksykony współczesne natomiast za jedynie poprawną uznają już tylko formę kalk („Nowy słownik poprawnej polszczyzny” PWN pod red. Andrzeja Markowskiego z roku 1999 przed brzmieniem „kalek” wręcz ostrzega). Zalecenie to uznać należy za całkowicie racjonalne: wskazując wyłączną postać „kalk”, normatywiści na pewno chcieli ją jednoznacznie związać z mianownikiem liczby pojedynczej „kalka”; wariant „kalek” był przecież pluralnym dopełniaczem zarówno rzeczownika „kalka’”, jak i rzeczownika „kaleka”. Dziś operujemy formami spolaryzowanymi: „kalka – kalk”, „kaleka – kalek”, a w zacytowanym na początku zdaniu powinno się pojawić połączenie wyrazowe „kalk umysłowych”.
Jeszcze nie tak dawno temu wszystkie słowniki uznawały za równorzędne warianty „kalk” i „kalek”
Jeśli tak funkcjonalne jest ujednoznacznienie form poszczególnych przypadków gramatycznych, to dlaczego w tymże dopełniaczu liczby mnogiej dopuszcza się warianty typu „kopalń – kopalni”, „spółdzielń – spółdzielni”, „kawiarń – kawiarni”, „księgarń – księgarni” czy „piekarń – piekarni”? Przecież byłoby lepiej, gdyby brzmienia z końcówką „-i” obowiązywały tylko w drugim przypadku liczby pojedynczej („jednej kopalni, spółdzielni...”), a te z czystym tematem fleksyjnym jednoznacznie informowały o liczbie mnogiej („kilku kopalń, spółdzielń...”).
W tym wypadku dopuszcza się obie formy ze względów fonetycznych. Wygłosowe zbitki spółgłoskowe „-lń”, „-rń” są trudne, nieporęczne artykulacyjnie. O wiele łatwiejsze są pod tym względem wygłosy „-lni”, „-rni” i dlatego w żywej mowie rodacy raczej wybierają serię brzmień: „kopalni, spółdzielni, kawiarni”, chociaż zderzają się one z dopełniaczem liczby pojedynczej („kilku kopalni – jednej kopalni, kilku spółdzielni – jednej spółdzielni, kilku kawiarni – jednej kawiarni”). Co innego w tekstach pisanych – tu zdecydowanie widzę ciąg „kopalń, spółdzielń, kawiarń”, spolaryzowany wobec singularnego „kopalni, spółdzielni, kawiarni”.
I jeszcze ktoś może zapytać: czemu wycofały się z obiegu dawne dopełniacze liczby mnogiej typu „lekcyj, nacyj, stancyj, stacyj, pensyj, racyj, funkcyj”? Tak funkcjonalnie różniły się one od dopełniaczy singularnych: „(jednej) lekcji, nacji, stancji, stacji, pensji, racji, funkcji”! A dziś mamy niekorzystną sytuację komunikacyjną, bo „jednej lekcji i kilku lekcji, jednej stacji – kilku stacji, jednej pensji – kilku pensji”.
akcent padał tak jak w wyrazach typu „technika, matematyka, fizyka” nie na przedostatnią sylabę, ale na trzecią od końca
Zacząć trzeba od uświadomienia sobie, że wszystkie przywołane rzeczowniki tej serii były kiedyś tworami dłuższymi o jedną sylabę: „lekcyja, nacyja, stancyja, stacyja, pensyja, racyja, funkcyja”. Pary „lekcyja – lekcyj”, „stacyja – stacyj” czy „pensyja – pensyj” całkowicie więc przylegały strukturalnie do deklinowania „szafa – szaf”, „skała – skał”, „szuflada – szuflad” itp. Ale w owych pierwotnych brzmieniach dłuższych w stosunku do dzisiejszych o jedną sylabę, czyli „lek-cy-ja, sta-cy-ja, pen-sy-ja”, akcent padał tak jak w wyrazach typu „technika, matematyka, fizyka” nie na przedostatnią sylabę, ale na trzecią od końca: „LEK-cy-ja, STA-cy-ja, PEN-sy-ja”, a w takiej sytuacji fonetycznej samogłoska z sylaby znajdującej się po sylabie akcentowanej jest zawsze silnie zredukowana, a w tej serii wyrazowej doszło do jej zupełnego zaniku: wyrazy typu „lekcyja, stacyja, pensyja” zmieniły się w „lekcja, stacja, pensja”. Od tego momentu fleksyjne pary „lekcja –lekcyj”, „stacja – stacyj”, „pensja – pensyj” straciły morfologiczną motywację, a utrwaliły się dopełniacze identyczne w liczbie pojedynczej i mnogiej: „jednej lekcji – kilku lekcji”, „jednej stacji – kilku stacji”, „jednej pensji – kilku pensji”.