Kobro - artystka nie z tego świata
Miała dziwną, trochę dziką twarz, zwłaszcza, gdy ubierała na siebie czapeczki przypominające czepki kąpielowe. Uważne spojrzenie i czające się w ciemnych oczach przeczucie nieszczęścia. Była jedną z największych polskich artystek awangardowych, która przestrzennymi kompozycjami, zachwycającymi swoim rytmem, wyprzedziła co najmniej o dekadę dokonania innych europejskich twórców.
Katarzyna Kobro całe życie spychana była na drugi plan. Nawet teraz, 66 lat od jej śmierci, Andrzej Wajda wyciął ją kompletnie ze swojego ostatniego filmu, czyli z „Powidoków”, opowiadających o jej mężu Władysławie Strzemińskim. Oglądając go, miałam wrażenie, że wspominanie tylko od czasu do czasu o znienawidzonej żonie, zubaża interesujący skądinąd portret niepokornego artysty i teoretyka sztuki. Dlatego sięgnęłam po znakomitą książkę Małgorzaty Czyńskiej zatytułowaną „Kobro. Skok w przestrzeń”, pod której jestem wielkim wrażeniem.
Dzięki niej poznałam Katarzynę Kobro - postać nie z tego świata. Dziewczynę wychowaną w zamożnym rosyjskim domu, który z powierzchni ziemi zmiotła rewolucja. Ambitną artystkę, która za wszelką cenę wcielała w życie swoje rzeźbiarskie wizje, tak nie przystające do panujących trendów. Wreszcie żonę Władysława Strzemińskiego, który, gdy tylko zaczęły się ciężkie czasy, zwalał całą odpowiedzialność za rodzinę i ich wspólną córkę właśnie na Katarzynę, doprowadzając nawet do tego, że zaczęła ogrzewać mieszkanie paląc swoje rzeźby. A kiedy doszło do rozwodu, bezpardonowo walczył o odebranie byłej żonie córki, nie zważając na fakt, jaką krzywdę jej wyrządza.
Zresztą w filmie Wajdy widać, jak traktuje on Nikę, której po śmierci matki pozwala wrócić do domu dziecka, nie przejawiając najmniejszej troski o dorastającą dziewczynę. Reżyser widział w Strzemińskim tylko symbol walki z komunistycznym systemem, któremu mimo represji, jakie go dotykały, artysta nigdy się nie poddał. Grający go Bogusław Linda ciepłym uśmiechem buduje wokół niego aurę sympatii, której ulegają studenci. Trudno mi w to uwierzyć po lekturze książki Czyńskiej, z której dowiedziałam się, że ten kaleki mężczyzna (nogę i rękę stracił podczas I wojny światowej) potrafił sprać na kwaśne jabłko swoją żonę, znęcając się nad nią także psychicznie.
Mimo to uważam, że „Powidoki” należy zobaczyć, choćby ze względu na fantastyczne obrazy, które zostają pod powiekami po obejrzeniu tego filmu. I nie zmienia to faktu, że Katarzyna Kobro zasługuje również na pamięć, tym bardziej, że to co zostało z twórczości artystki, świadczy o jej wyjątkowym talencie. Przekonajcie się o tym, gdy będziecie przejeżdżać przez Łódź. W tamtejszym muzeum czekają na was prace obydwojga małżonków.