Koncert bez bólu głowy
Jak dobrze znamy ten stan. Lekki ból głowy, ciężkie powieki i nieokreślony niepokój, przyprawiający o egzystencjalny ból duszy. „Szalenie delikatny jestem na kacu” - mawia poeta, a inny twórca śpiewa coś o tupocie białych mew
Zmęczenie posylwestrowe jest szczególne dokuczliwe, bo w końcu chciałoby się ten pierwszy dzień roku przeżyć wyjątkowo, z większą werwą. A tu wszystko staje na przeszkodzie, rozdrażnienie wzrasta z każdym wypowiedzianym głośniej przez domowników słowem.
Jednak już dobrych kilka lat temu odkryłam sposób na przeżycie tych trudnych chwil. Otóż siadam w fotelu i włączam „Koncert Noworoczny” transmitowany z siedziby Wiedeńskich Filharmoników.
Subtelne dźwięki walców i polek Johanna czy Josefa Straussów łagodzą skutki nieprzespanej nocy, uruchamiają wyobraźnię i przenoszą mnie do wyrafinowanego świata arystokracji, która niegdyś tańczyła je na karnawałowych balach.
W Złotej Sali Musikverein, przybranej przepięknymi, przygotowanymi przez najlepszych florystów bukietami, fantastyczna orkiestra pod batutą co roku innego dyrygenta daje popisowy koncert, w którym miałoby się ochotę uczestniczyć na żywo.
Ale to nie takie proste, spędzenie tego poranka z austriackimi filharmonikami graniczy z cudem.
Ale nie ma się co martwić, bo w Krakowie też można posłuchać wiedeńskiej muzyki przynajmniej na kilku koncertach noworocznych. Wybrałam się na jeden z takich wieczorów organizowany przez Operę Krakowską w Kopali Soli w Wieliczce. I nie żałuję.
Już samo miejsce budzi zainteresowanie. Choć leżąca 125 metrów pod ziemią Komora Warszawa jest dość surowa, to posiada niezłą akustykę, którą potrafiła wykorzystać Orkiestra Opery Krakowskiej pod dyrekcją Tomasza Tokarczyka.
Zdarzały się momenty, że muzycy grali wręcz śpiewająco i to w dosłownym tego znaczeniu, jak choćby w brawurowo wykonanym Marszu egipskim. Krakowski dyrygent nie dość, że pewną ręką prowadził orkiestrę, to ze swadą sam podśpiewywał, a nawet gwizdał zawadiacko.
A że to był koncert operowy, nie mogło zabraknąć solistów. Dwie sopranistki Iwona Socha i Katarzyna Oleś-Blacha oraz dwóch tenorów Andrzej Lampert i Tomasz Kuk bawili widzów, ale także wzruszali, ariami i duetami z „Zemsty nietoperza” czy „Barona cygańskiego”.
Było nastrojowo i sympatycznie, a na końcu zabrzmiał Marsz Radetzky’ego, podczas którego publiczność klaskała do taktu razem z artystami.
Jak zapowiada dyrektor opery, podobny koncert odbędzie się też w przyszłym roku. Warto się na niego wybrać, by ukoić zszargane nerwy. Ja pewnie też tak zrobię, no chyba że uda mi się wygrać losowanie biletów na „Koncert Noworoczny” w Wiedniu.
Już się zarejestrowałam, ale szansę mam minimalne. Przede mną zrobiło to 30 tysięcy osób.