Wybory 2019: Zmierzch partyjnych liderów. Świadomi wyborcy postawili na kandydatów aktywnych, z dalszych miejsc
Niedzielne wybory do Sejmu wskazały na zmierzch partyjnych liderów. Rafał Grupiński, szef wielkopolskiej PO, co prawda mandat zdobył, ale z wynikiem znacznie słabszym niż inni kandydaci z tej samej listy. Na kolana nie rzuciło również poparcie dla Waldego Dzikowskiego, byłego przewodniczącego regionalnej Platformy. Z kolei Tadeusz Dziuba, wieloletni szef poznańskiego PiS, w ogóle mandatu nie zdobył. Wyborcy chętnie oddawali głos na kandydatów młodszych, prowadzących aktywne kampanie, na nowe twarze w polityce.
W Poznaniu Koalicja Obywatelska zdobyła pięć mandatów, a ostatni mandat dla tej listy zdobył właśnie Rafał Grupiński. Choć jest liderem wielkopolskiej PO, głównej siły koalicji, choć układał listy i miał na niej drugie miejsce, uzyskał mniej głosów niż czterech innych kandydatów z tego komitetu.
Owszem, mandat zdobył, ale też trudno nie oprzeć się wrażeniu, że wyborcy nie tylko tłumnie poszli do urn, ale i głosowali świadomie. Niekoniecznie na pierwsze, tzw. biorące miejsce na listach, ale również na ostatniego na liście KO Franciszka Sterczewskiego. Młody, bezpartyjny aktywista, znany z obrony wolności sądów i organizowania Łańcuchów Światła, wszedł do Sejmu z ostatniej lokaty.
Dobrym przykładem, że „idzie nowe” jest również Adam Szłapka. Ma za sobą jedną kadencję w Sejmie, w koalicji startował z trzeciego miejsca, uzyskał bardzo wysoki wynik (prawie 52 tysiące głosów). I on prowadził aktywną kampanię, czego nie można powiedzieć o znanych, partyjnych liderach.
Czytaj też: Wybory 2019: Kto wygrał lub stracił najwięcej po wyborach do Sejmu i Senatu? Kto sprawił niespodziankę?
Również w kraju widoczny był trend, że wyborcy pokazali żółtą lub czerwoną kartkę znanym postaciom z Sejmu. Przyczyny tego były bardzo różne.
Wybory: Miejsce nie jest gwarancją
Rafał Grupiński może robić dobrą minę do złej gry i twierdzić, że świadomie układał poznańską listę koalicji, która w Poznaniu wzięła aż pięć mandatów. Ale żadne tłumaczenia nie przykryją faktu, że lider wielkopolskiej PO dostał ponad 38 tysięcy mniej głosów niż młody poseł Nowoczesnej Adam Szłapka, który startował z trzeciej lokaty.
Jeszcze większy dystans dzieli Grupińskiego od liderki listy Joanny Jaśkowiak, byłej żona prezydenta Poznania. Znana jest najbardziej z tego, że podczas manifestacji, w odniesieniu do rządów PiS, stwierdziła, że „jest wkur...”. Miała później za te słowa głośny proces sądowy. Jednak z osiągnięć choćby w Sejmiku, którego była radną, nie była szczególnie znana. W uzyskaniu mandatu kluczowe było nazwisko, czyli fakt, że jest byłą żoną prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka. Znaczenie miało też, że była „jedynką” na liście.
Ciekawe, co wydarzy się z Joanną Jaśkowiak za cztery lata. Czy „urośnie” podczas pracy w Sejmie i wyrobi sobie polityczną pozycję, czy może podzieli los sportowca Szymona Ziółkowskiego. To on cztery lata temu otwierał listę PO w Poznaniu, co było sporym zaskoczeniem. Przez poprzednią kadencję Sejmu był raczej niewidoczny. Teraz dostał dopiero szóstą lokatę na liście i mimo ponad 12 tysięcy głosów poparcia, nie odnowił swojego mandatu.
Chociaż nie można stwierdzić, że skończyło się głosowanie ślepo na partyjnych liderów i „jedynki” na listach, o czym świadczy m.in. wysoki wynik Joanny Jaśkowiak, to świadomi wyborcy oddają głos na na konkretnych kandydatów. Widać to po wynikach Franciszka Sterczewskiego czy Adama Szłapki, obaj z KO.
– Sytuacja nie jest jednoznaczna. Część wyborców głosuje na liderów i jedynki, a część na osoby, które faktycznie zna lub rozpoznaje. Sama w gronie rodziny lub znajomych słyszałam, że niektórzy głosowali na „jedynki”, bo nie znali kandydatów i głosowali jedynie na partię, ale były też osoby, które świadomie wybrały konkretnych kandydatów
– mówi prof. Dorota Piontek, politolog Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM.
Zwraca uwagę, że w przypadku kandydatów KO decydowała ich wcześniejsza aktywność. – Jestem przekonana, że rezultaty Adama Szłapki i Franciszka Sterczewskiego to efekty nie tylko ich kampanii, ale wcześniejszej aktywności. Za bardzo podkreślamy rolę kampanii wyborczej. To nie jest tak, że ktoś wcześniej nic nie robił, ale przez 3-4 tygodnie nagle zyska wielką popularność. Kampania wyborcza i wybory to tylko zwieńczenie wcześniejszej działalności – mówi prof. Dorota Piontek.
I dodaje: – Adam Szłapka miał bardzo dobrą kampanię, ale bez wcześniejszych dobrych czterech lat w Sejmie nie osiągnąłby takiego rezultatu. Podobnie Franciszek Sterczewski. Nie zdobyłby tylu głosów, gdyby nagle wyskoczył jak królik z kapelusza.
Sejmowych debiutantów, takich jak Franciszek Sterczewski, będzie teraz więcej.
Sejmową debiutantką będzie m.in. Katarzyna Kretkowska, w przeszłości poznańska radna SLD, która zdobyła mandat z trzeciego miejsca na liście Lewicy. Mandat z tej listy zdobyła też Katarzyna Ueberhan, która co prawda była „jedynką”, lecz do tej pory nie miała wiele wspólnego z wielką polityką. Z kolei w Kaliszu mandat poselski z dziesiątej pozycji na liście PiS uzyskała lekarka Katarzyna Sójka.
W PO zmiana liderów po wyborach?
Wróćmy do Rafała Grupińskiego, który pomimo drugiego miejsca na liście, „wykręcił” dopiero piąty wynik w wyborczym wyścigu. Lider wielkopolskiej PO nie prowadził szczególnie aktywnej kampanii, w ostatnich latach również nie zasłynął niczym konkretnym. A wśród wielkopolskich dziennikarzy znany jest również z tego, że ciężko się z nim skontaktować.
Gdy w 2015 roku opisaliśmy kontrowersje wokół byłego europosła Filipa Kaczmarka, który w dziwnych okolicznościach nabył w Poznaniu pustostan należący wcześniej do miasta, trudno było od Grupińskiego uzyskać komentarz. I choć sprawa pustostanu doprowadziła do dymisji Kaczmarka z funkcji szefa poznańskiej PO, to potem Grupiński nie miał oporów, by przywrócić kolegę.
Bo przypomnijmy, że Filip Kaczmarek startował w niedawnych wyborach samorządowych. Mandatu do Sejmiku wielkopolskiego wtedy nie zdobył, ale teraz zostanie radnym w miejsce Joanny Jaśkowiak, która zwalnia miejsce w Sejmiku po zostaniu posłanką.
Rafałowi Grupińskiemu blisko do partyjnego lidera Grzegorza Schetyny, który ma spory elektorat negatywny wśród samych wyborców opozycji, ale i we własnej partii. Schetyna może stracić przywództwo w PO po kolejnych przegranych wyborach, a Grupiński szefostwo w wielkopolskiej Platformie. Słowa o odświeżeniu i zmianie przywództwa coraz głośniej słychać w PO.
Powodów do wielkiej satysfakcji nie może mieć także Waldy Dzikowski. Może jedynie taką, że odnowił mandat posła i uzyskał więcej głosów niż Rafał Grupiński, z którym nie ma najlepszych kontaktów.
Dzikowski, wieloletni poseł PO i jej były szef w Wielkopolsce, uzyskał teraz czwarty wynik na liście KO. Na usprawiedliwienie może wskazywać, że miał dopiero czwarte miejsce na liście.
Były szef PiS bez mandatu po wyborach
O ile dwaj znani politycy wielkopolskiej PO znowu zostali posłami, to całkowitą porażką zakończył się start Tadeusza Dziuby.
Były lider poznańskich struktur PiS oraz były kandydat na prezydenta Poznania tym razem miał „dwójkę” na liście, ale dopiero czwarty wynik w wyborach. To za mało, by 71-letni polityk został posłem kolejnej kadencji.
– Tadeusz zaczął się bać, że tym razem nie zdobędzie mandatu i na serio wziął się za kampanię. W mieście widać jego billboardy, zaczął się bardziej angażować
– tak w trakcie kampanii komentował jeden z jego kontrkandydatów z listy PiS.
Na uzyskanie znacznego poparcia, przy aktywnej kampanii innych polityków z tej samej listy, było już za późno. Mandaty zdobyli „jedynka” na liście PiS Jadwiga Emilewicz, trzeci na liście Szymon Szynkowski vel Sęk oraz dopiero „szósty” Bartłomiej Wróblewski.
Choć zwłaszcza do tego ostatniego były zastrzeżenia o nieładne zagrywki w trakcie kampanii, to jednak jego aktywność, również w trakcie kadencji, zaprocentowała w wyborach. Szósty na liście Wróblewski zdobył prawie 8 tysięcy więcej głosów niż wspomniany Tadeusz Dziuba, drugi na liście.
W kraju też idzie nowe
W innych okręgach, w kraju, również nie brakuje porażek znanych postaci. Poza Sejmem znalazł się m.in. Stanisław Piotrowicz, były prokurator w czasach PRL oraz szef komisji sprawiedliwości w kończącej się kadencji Sejmu. „Zasłynął” między innymi z kuriozalnego tłumaczenia umorzenia sprawy dotyczącej księdza pedofila, kiedy jeszcze był prokuratorem.
Do parlamentu nie dostała się też posłanka PiS Bernadeta Krynicka. Stała się rozpoznawalna po opublikowaniu fotografii podczas protestu osób niepełnosprawnych w Sejmie. Szła odwrócona plecami do protestujących. „Zamieniła się” ona „miejscami” z Iwoną Hartwich, mamą jednego z niepełnosprawnych, która na wspomnianym zdjęciu oglądała plecy Krynickiej. Aktualnej jeszcze posłanki w nowym Sejmie nie będzie, ale w ławach poselskich zasiądzie za to sama Iwona Hartwich.
Czy pojawienie się wielu nowych i młodych osób w Sejmie oznacza, że przyszedł czas na szansę dla osób niezwiązanych dotychczas z parlamentem?
Sprawdź też: Wyniki wyborów do Sejmu 2019. W Pile wygrywa PiS. Oni dostali się do Sejmu z Piły
– Jeśli ktoś jest z natury optymistą to powie, że jest to nadzieja na zmiany. Z kolei pesymista stwierdzi, że fajnie, że tym razem się udało, ale nie wiadomo, co będzie dalej. Wolę być optymistką. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że ci młodzi i nowi posłowie nie dokonają od razu rewolucji, ale kropla drąży skałę – wyjaśnia prof. Dorota Piontek.
– Im więcej młodych i zaangażowanych posłów tym lepiej, lecz partyjni liderzy muszą dać im szansę. Z drugiej strony jeśli młody poseł jest pracowity, zyska przychylność mediów. To wpływa na jego pozycję w ugrupowaniu. W taki sposób dobrą pozycję na liście uzyskał np. Adam Szłapka
– dodaje.
Wyborcza weryfikacja nowych posłów odbędzie się za cztery lata, podczas następnych wyborów do Sejmu. Chyba że nowa kadencja zostania skrócona. Po niedzielnych wyborach w parlamencie zmienił się układ sił. PiS wygrało, ale w siłę urośli jego koalicjanci: Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry oraz Porozumienie Jarosława Gowina. Wśród rządzących może dojść do tarć, tym bardziej, że w Sejmie znalazła się Konfederacja.
Z kolei opozycja, jak wszystko wskazuje, przejmie władzę w Senacie. Poza tym, mimo porażki w Sejmie, pociesza się, że w skali kraju zdobyła więcej głosów niż rządzący PiS. Ono bowiem, jak podkreśla opozycja, zachowało władzę dzięki sposobowi przeliczenia głosów.