Pana Bogdana czasem tak wkurza rzeczywistość, że wyobraża sobie różne, czasem całkiem zwariowane, scenariusze. Na przykład wchodzi do swojej firmy, niosąc wielki tort. Idzie prosto do swojego kierownika albo najbardziej wkurzającego go człowieka i niczym w burleskach wali nim go w głowę.
Albo siedzi na zebraniu. Szef mówi o nowych zadaniach, grożąc tym, którzy nie podołają, różnymi plagami. Zarówno on, jak i słuchający go ludzie wiedzą, że bez dobrej zapłaty, a na taką nie ma szans z uwagi na brak ludzi, nie ma nadziei, by można było wprowadzić nowe pomysły w czyn. Nikt jednak nie protestuje, nie chcąc się narażać. Wszyscy milczą, połączeni jakimś dziwnym porozumieniem świadomości, że to się po prostu nie uda. W tym swoim scenariuszu pan Bogdan wstaje i głośno woła: - G... prawda! I wywala to, co mu leży na wątrobie. Oczywiście śmiałe plany planami, a rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Pan Bogdan wyzywa i ryczy, ale wewnętrznie. Siedzi razem z innymi, słucha i kiwa głową, kiedy szef akurat na niego spojrzy. A co ma zrobić?
Jak trafi mu się taki zły dzień, to wkurza go wszystko wokół. Wtedy pojawiają się kolejne scenariusze. Kiedy jedzie do domu, a przed nim wlecze się czterdziestką jakaś baba albo spłoszony staruszek, widzi siebie w scenie z filmu akcji. Jest za kierownicą czarnego bolida, wygląda jak Alain Delon w najlepszych swoich latach. Spieszy się i nie ma czasu. Trąbi, daje znaki, ale bez reakcji. Wreszcie podjeżdża bardzo blisko baby albo staruszka i delikatnie, bo w końcu jest gentelmanem, wali ich w błotnik. Ci spłoszeni wreszcie zjeżdżają na bok i rozdziawiają gębę, zobaczywszy, kto ich mija w pędzie. W szarej rzeczywistości pan Bogdan tylko rzuca całą gamę wyzwisk na kogoś, kto wlecząc się niemiłosiernie, blokuje szosę i myśli, że policjanci z drogówki właśnie takim smuciarzom powinni wlepiać mandaty, a nie podobnym do niego gościom, którzy czasem nieco przycisną.
Czasem stan wkur... trwa u niego nawet po przyjściu do domu. Włączy telewizor i kiedy widzi reklamę zachęcającą do lotu do Anglii, zdarza mu się krzyknąć do potencjalnego klienta, który skorzysta z oferty: - Leć! Dostaniesz tam w mordę! Podobnie z reklamą tabletek na uspokojenie. Na ekranie aktorka z serialu proponuje zdenerwowanej i załamanej koleżance ów środek, ta go bierze, od razu uspokaja się, a potem dziękuje za pomoc. W scenariuszu pana Bogdana jest zupełnie inaczej. Pani po spożyciu tabletki rozwala wszystko wokół, ryczy jak wół, miota wyzwiska, a aktorka ucieka wystraszona.
Kres tym złym scenariuszom przynosi żona. Pojawia się w domu, działa na niego niczym balsam, prostuje pokręcone ścieżki i pan Bogdan znów widzi wszystko w jasnych barwach.