Zakola i meandry: Czarne chmury od strony lądu
Pan Bogdan wyskoczył wraz z żoną na kilka dni nad morze. Jak to u nas, był "wóz albo przewóz". Będzie pogoda, czyli plażowanie, kąpiel, błogie lenistwo z książką na kocu albo leżaku?
Czynności niby proste, przyziemne, ale jakże w sumie pożądane i fajne jako odskocznia od codziennej harówki. Alternatywą było zachmurzone niebo. Wtedy nici z plażowania. Wówczas są spacery, czyli łażenie brzegiem morza, zwiedzanie miejscowości, jeśli się jej nie zna, albo odwiedzanie starych miejsc. Też dobrze, też inaczej niż w domu i choć to nic odkrywczego, a nad polskim Bałtykiem pan Bogdan widział już prawie wszystko, jest OK. I wreszcie trzecia alternatywa: leje deszcz. Wtedy pozostaje albo siedzenie w pokoju i oglądanie telewizji lub czytanie, ewentualnie wypad do knajpy. Tyle że czytać można w domu w swoim ulubionym fotelu i nie trzeba za to dodatkowo płacić.
Jak myślicie, która opcja dorwała pana Bogdana i jego żonę nad morzem? W sumie mieszana. Pierwszego dnia zaliczyli plażę i kąpiel, choć woda była nieziemsko zimna. Drugiego dnia postawili na opalanie. Wzięli cały osprzęt, leżaki, koce i co tam jeszcze. Słońce było piękne. Usadowili się w fajnym miejscu. Było tak miło... Nagle od strony lądu nadciągnęły chmury. Najpierw takie lekko szare, niegroźne. Żona stwierdziła, że będzie padać. Pan Bogdan uspokajał ją, mówiąc, że te głupie chmury ich ominą i pośmigają gdzieś na północ wkurzać Szwedów. Część ludzi zaczęła się ewakuować. Pan Bogdan oświadczył, że z powodu kilku chmurek nie będzie zmieniał planów. Zmienił, kiedy nagle z nieba lunęła ściana wody. Pizgało strasznie, gwałtownie się ochłodziło, zerwała się wichura. Co im pozostało, jak nie ucieczka? Tak zrobili.
A w barach właściciele zacierali ręce, ochoczo nalewając piwo po siedem złotych za kufelek. Dla nich jest błogosławieństwem to, co dla wczasowiczów przekleństwem. Pan Bogdan i małżonka długo tam nie wyrobili. Czemu? Przy stolikach bawiło się towarzystwo. Na oko czterdziestolatkowie. Tatuaże, łańcuchy, łyse głowy. Upierścienione żony, kruczoczarne albo tlenione blondynki. Obok nich dzieciaki zajadające kebaby. Oni dłubiący w rybce, popijający piwo i po cichu dolewający sobie do coli wódkę schowaną w siatce.
Pana Bogdana nie raziły przekleństwa, bo sam często rzuca grubym słowem. Najgorsze było to, że wszyscy w barze musieli słuchać, że wujek Kazik to świnia, bo miał przepisać jednej pani część domu, a tego nie zrobił. Szef męża to szuja i złodziej, a nauczycielka córki to niedouczona idiotka. Sąsiadka się puszcza i kiedy tylko mąż, który jest kierowcą tira, wyjeżdża w trasę, zaraz pojawia się gach. Jeden z dzieciaków zapytał: Mamo, kto to jest gach? - Jedz ten kebab. Jak dorośniesz, to się dowiesz - odpowiedziała mama, popijając colę z wódeczką.