Pan Bogdan z zaciekawieniem patrzył na obrazki z inauguracji roku szkolnego. Jest bardzo ciekaw, co czeka młodzież po tym, jak nowe władze zapowiedziały renesans wychowania patriotycznego. Sam pamięta, jak jego pokolenie zmuszano do uczestnictwa w apelach z okazji rocznic rewolucji czy bitwy pod Lenino. A uczenie patriotycznych (wówczas) pieśni?
Do apogeum doszło, kiedy pan Bogdan był już w końcówce liceum. Ktoś wpadł na pomysł, by codziennie, przed pierwszą lekcją, śpiewać hymn międzynarodowej federacji młodzieży socjalistycznej. Zaczynało się to od słów: "Naprzód młodzieży świata". Efekt był odwrotny. Można sobie wyobrazić prohipisowsko nastawionych maturzystów, którym kazano robić coś takiego. Śpiewali aktywiści, część ruszała ustami, jeszcze inni (pan Bogdan był w tej ostatniej grupie) jako tekst używali wulgarnej nazwy pewnego męskiego organu. Wychodziła z tego niemal poezja śpiewana.
Było to bardzo dawno i panu Bogdanowi wydawało się, że nachalna indoktrynacja już do szkoły nie wróci. Oczywiście był przeciwny wprowadzaniu religii do szkół, oddania ich pod tak wielki wpływ kleru. Ale skoro ponoć tak chce większość, to niech ma.
To jeszcze można znieść. Tego, co zapowiadają obecne władze, trzeba się jednak bać. Kto wie, czy nie pójdą drogą już przetartą przez komunistów, czyli wpajania najmłodszym swoich prawd, ustawiania świata i historii w pozycji "my i oni", podawania właściwej sobie wersji jako tej jedynej. Od wskazywania, kogo czcić na apelach, a kogo uznać za szkodnika i "nie Polaka" już tylko krok do wprowadzenia korekt w nauczaniu najnowszej historii, według której komunę obalili tak naprawdę tylko prezes Jarosław i minister Antoni.
Biorąc pod uwagę zapowiedzi, a także to, czego już dokonała obecna władza, to wcale nie jest jakiś wymyślony scenariusz. Pan Bogdan długo miał jeszcze nadzieję, że gdzieś tam w gabinetach, jeśli ktoś nie będzie miał odwagi, by zaprotestować, to chociaż przekona decydentów, że to obciach, kiedy wykształceni, zdawałoby się, inteligentni ludzie na czarne mówią białe. Przestał mieć nadzieję po audycji telewizyjnej z minister oświaty, która nie potrafiła przyznać, kto odpowiada za mord w Jedwabnem. Bąkała coś, mówiła o kontrowersjach w myśl stwierdzenia, że "jeśli fakty mówią coś innego, to tym gorzej dla faktów".
Jeśli więc ktoś taki rządzi polską oświatą, to można spodziewać się tylko czegoś gorszego, a kuratorzy i dyrektorzy tym bardziej będą się trzymać linii, dyrektyw i wykładni. Nawet jeśli są obciachowe, złe, niesprawiedliwie i kłamliwe. Pana Bogdana dotyczy to tylko pośrednio, bo do szkoły chodzą już jego wnuki. Współczuje rodzicom uczniów. Dla nich wszystkich nadchodzą ciężkie czasy...