Pan Bogdan z grupą przyjaciół postanowili się zresetować i na dwa tygodnie wyskoczyli w Bieszczady. Odpowiedzieli w ten sposób na apele o patriotyzmie, docenianiu własnego kraju i zostawiania pieniędzy nie w kieszeniach hotelarzy i restauratorów gdzieś w Grecji czy w Hiszpanii, tylko w naszym pięknym kraju.
Z tym zostawianiem pieniędzy to najprawdziwsza prawda, bo w restauracyjce koło Polańczyka sympatyczny szef kuchni zaordynował im świeżutkiego pstrąga prosto z patelni w cenie 6 złotych i 50 groszy za dziesięć deko. Tak więc ceny mamy już z pewnością europejskie.
Pan Bogdan z przyjemnością zauważył, że nasz kraj naprawdę się zmienia. Jadąc przez bieszczadzkie wioski, można już oglądać zadbane gospodarstwa, piękne domy, niektóre wyglądające niemal jak rezydencje, chodniki z polbruku, sklepy, niezłe już drogi. Ponoć Polska miała być w ruinie - zastanawiał się pan Bogdan, oglądając zza szyby samochodu mijane miejscowości. Na szczęście, teraz prawie wszystkim się polepszyło. Ludzie dostali pieniądze z 500 plus. Mają więc za co żyć, niektórzy także pić. Zresztą na twarzach napotkanej tubylczej ludności pan Bogdan widział malujące się coraz większe zadowolenie. To jest cenne i budujące, bo jak ostatni raz, bodaj przed trzema laty, z przyjaciółmi spędzali urlop w Polsce (było to zupełnie gdzie indziej, bo na Mazurach), ludność miała jakieś umęczone, zacięte twarze, bez cienia optymizmu i nadziei. Teraz to się zmieniło.
Optymizm wyziera zza każdego węgła, pojawia się w każdym mijanym przysiółku. Wprawdzie pod marketem w Sanoku do pana Bogdana podszedł jakiś zmiętolony, patrzący zmętniałym wzrokiem obywatel, który ochrypłym głosem poprosił go o parę groszy na chleb. Sądząc po odorze, jakim buchnął, było to oczywistą bzdurą. Ale nawet ten wyjątek od jakże optymistycznej reguły nie zmienił poglądu pana Bogdana, że „Polska rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej”.
Do tego widocznego już na twarzach obywateli zadowolenia doszło wstanie z kolan, na których tkwiliśmy, nie wiedzieć czemu, przez ostatnie lata. Jeśli człowiek staje gdzieś w miasteczku, żeby zatankować czy kupić jakiś drobiazg, i widzi grupy młodych, silnie zbudowanych łysych ludzi w koszulkach z patriotycznymi hasłami, od razu jest mu raźniej na duszy. Wie, że to właśnie oni, wcześniej spychani na margines, wsadzani niezasłużenie w jakąś niszę, są gwarantem tego, że nikt w tym kraju nie zapomni o tym, że musimy myśleć patriotycznie, nie ulegać jakimś śmiesznym zachodnim modom, nie wpuszczać do siebie obcych, tępić odmieńców, palić jakieś tęczę i być przeciw fanaberiom, które zatruwają nasz piękny polski umysł.
O tym wszystkim myślał pan Bogdan w Bieszczadach, mijając wsie i miasteczka...