Wiemy Faworyt brzmi dobrze. Rola faworyta jest jednak niewdzięczna. Faworyt po prostu musi. Gdy już z roli się wywiąże radość jakby mniejsza, bo przecież tak być miało. Z drugiej strony, gdy faworyt z roli się nie wywiąże, najczęściej nie zostawia się na nim suchej nitki, a pogromca faworyta jest bohaterem wychwalanym pod niebiosa. Przecież dokonał rzeczy niemożliwej.
Unikanie roli tego, który wygrać musi to też sztuka, choć najczęściej ogranicza się do wyświechtanego stwierdzenia, że oto sport lubi niespodzianki i wszystko zdarzyć się może.
W Drużynowym Pucharze Świata był faworyt i faworyt wygrał. Polacy wygrać musieli. Argument o młodości i braku doświadczenia do wielu nie przemawiał. Młodzi to fakt, ale doświadczenie? W Manchesterze ci młodzi świetnie się bawili racząc kibiców i telewidzów popisami godnymi największych sław w historii speedway’a. Faceci bez doświadczenia i nie radzący sobie z presją nie jeżdżą tak jak Patryk Dudek i Bartosz Zmarzlik w ostatnich wyścigach. Przecież obie akcje można oglądać bez końca i tylko cmokać z zachwytu.
Faceci bez doświadczenia i nie radzący sobie z presją nie jeżdżą tak jak Patryk Dudek i Bartosz Zmarzlik w ostatnich wyścigach
Nie gorszy w tej biało-czerwonej zabawie był najmłodszy kapitan na przestrzeni dziejów naszego żużla Piotr Pawlicki. Jeśli już szukamy człowieka pod presją to mógł być nim Krzysztof Kasprzak. Po półfinale - ku zdumieniu niemal całej żużlowej Polski - zastąpił w finale Macieja Janowskiego. Lesznianin z urodzenia, a gorzowianin z wyboru dał radę i zadanie wypełnił. Marek Cieślak znów miał - on ciągle ma - trenerskiego nosa. Zmiana była kontrowersyjna, ale weekend potwierdził słuszność wyboru. W sobotę w Manchesterze usłyszeliśmy Mazurka Dąbrowskiego, a dzień później - kibice w Gorzowie - widzieli na własne oczy dlaczego ubiegłoroczny mistrz Polski finał oglądał tylko w telewizji. Narodowy zamknął usta krytykom, bo to trener odpowiada za wynik, a ten mieni się złotem.
Można zadać pytanie - co dalej? W światowym żużlu - w rywalizacji drużynowej - kolejne dziesięć lat musi należeć do Polaków. Nie może być inaczej. Nasi są młodzi, jest jeszcze co najmniej kilku, którzy do reprezentacji „dojechać” mogą. Reszta świata wygląda blado i… nie wypominając nikomu wieku - staro! Ciągle, nieustająco będziemy faworytami, którym długo przed pierwszym wyścigiem będą wieszać na szyjach złote medale. Fajnie i radośnie to wygląda. Jesteśmy po prostu najlepsi na świecie!
Ten świat pewnie zacznie kombinować jak tutaj „uatrakcyjnić” rywalizację drużyn. Już raz supremację biało-czerwonych ukrócono zmniejszając liczebność zespołów. Podejrzewam, że i teraz myśl „trzeba coś zrobić, by za rok Polacy mieli trudniej” jest wszechobecna wśród Szwedów, Brytyjczyków, a przede wszystkim Duńczyków. Tęgie głowy działaczy międzynarodowej federacji motocyklowej już pracują. Ważne, by się nie dać. To jednak już rola naszych granatowych marynarek. Żużlowców mamy najlepszych, czas by działacze też okazali się być na medal. Powinno być łatwiej - nie są faworytami, więc mogą być bohaterami.
Rafał Darżynkiewicz