Żal?! Pewnie, że żal. Biało-czerwoni meczu nie przegrali, a już wrócili do domu. Żal tym większy, że we Francji ciągle są ci, którzy meczu jeszcze nie wygrali. I gdyby tak dalej brnąć w tym żalu to jutro w Lyonie z tą Walią to pewnie byśmy wygrali… Szkoda i żal, choć radości i tak było wiele.
Euro za chwilę - niestety już bez nas - dobiegnie końca. Tymczasem mieliśmy gorący żużlowy weekend. Długi nawet, bo rozpoczął się w piątkowy wieczór w Lesznie. Przedstawienie Teatru Jednego Aktora było sztuką jakiej dawno Polska nie widziała. Patryk Dudek otarł się o perfekcję, deklasując pozostałych pretendentów o jakieś... pół okrążenia i to sześć razy.
Mistrz Polski z zupełnie innej bajki. Już w czapce Kadyrowa zielonogórzanin ruszył na podbój żużlowego świata. W Lonigo wystartował trzy razy - w innych warunkach, na innym torze o i inną stawkę - i trzy razy wygrał, zajął pierwsze miejsce i dalej świat podbijać będzie.
Patryk Dudek otarł się o perfekcję deklasując pozostałych pretendentów
Nie wiem czy Włochom przeszkodził deszcz czy też zapragnęli nagle obejrzeć dramatyczną końcówkę meczu z Niemcami, ale zawody zakończono po dwunastu wyścigach. Co kraj to obyczaj, więc rozpoczynanie zawodów o tej samej godzinie co ćwierćfinał, w którym grają rodacy zakrawa na jakiś żart. Z tym włoskim żużlem to nieustający problem. Włosi - argument temperatury jest podobno decydujący - sobotnie zawody zawsze i od zawsze zaczynają grubo po dwudziestej. Następnego dnia, gdy mamy do czynienia z imprezą międzynarodową, większość stawki w ekspresowym tempie musi wrócić na mecze ligowe w Polsce. Noc i średnio jakieś tysiąc pięćset kilometrów. Duże szaleństwo. Pół biedy, gdy mecz w Grudziądzu czy Gorzowie zaplanowany jest na wieczór, gorzej gdy pierwszy wyścig ma odbyć się wcześniej, albo... bardzo wcześnie. Wtedy trzeba odpuścić, bo nie ma innego wyjścia. Liga jedzie wtedy po włosku, a w tym konkretnym przypadku po łódzku.
W temacie odpuszczania to samych siebie przechodzą mistrzowie Polski. Przeprowadzili eksperyment rezygnując z usług Nickiego Pedersena i pojechali do Poznania na mecz z Betardem Spartą. Miało być tylko lepiej, a skończyło się na solidnym laniu i kompromitacji Unii. Winnego znaleziono jeszcze przed ostatnim wyścigiem. Peter Kildemand zaliczył trzy zera, więc teraz to „Pająk” będzie odpoczywał. Mam podejrzenia, że efekt tej zabawy będzie taki, że oto w najbliższą niedzielę Pedersen zaliczy trzy zera. Solidarność po duńsku na polskiej ziemi kosztem klubu z Leszna to całkiem prawdopodobny scenariusz.
Eksperymentować można, ale z głową. Taki eksperyment, ale z zaworem bezpieczeństwa przeprowadzono z powodzeniem w Gorzowie. Szansę otrzymał Rafał Karczmarz, ale seniorem nie był Bartosz Zmarzlik tylko Adrian Cyfer. Sprawdzili, pojeździli, a że licho nie śpi, a Rybnik jeździć potrafi, to ubezpieczenie było pod numerem piętnaście. Mecz wygrany, a gorzowianie znów uciekli rywalom. Stal jedzie w stylu Dudka.
Rafał Darżynkiewicz