Wreszcie zaczęła się liga. Wprawdzie tylko trzecia, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, jak mówi znane porzekadło.
Nikt mnie nie przekona, że spotkanie, nawet najznakomitszych drużyn, w świetnych ligach, oglądane na szklanym ekranie jest lepsze od futbolu na żywo. Nie ma to jak stadion, atmosfera pojedynku i akcje oglądane tu i teraz. Wtedy nawet niepotrzebne są powtórki. Nie przeszkadza wiatr czy jakiś deszcz, który się czasem, ni stąd ni zowąd, przyplącze. Zresztą futbol wymaga ofiar.
Pewnie, że fajnie byłoby żeby na trybunach było nie 500, ale pięć tysięcy widzów. Mecz nie w trzeciej, ale na przykład w pierwszej lidze. Nie odbywał się na bocznym boisku, tylko na pięknym, nowym obiekcie. Nie popołudniu, tylko wieczorem, w świetle jupiterów. Może młodzi fani futbolu doczekają. Ja i pokolenie starszych kibiców już nie mamy na to szans... Nie ma jednak co narzekać. Inauguracja była fajna. Loża szyderców pojawiła się niemal w komplecie, choć kilku panów będzie musiało się tłumaczyć, bo obiecali, że po awansie stawią się w pełnym rynsztunku. Nie przyszli i pewnie znów wymyślą jakiś wyjazd służbowy albo niespodziewaną akcję żony.
Co będzie dalej z piłkarskim Falubazem? Zobaczymy. Na razie zespół ma ochotę do gry, a trenera nie opuszcza humor. I bardzo dobrze. Już podczas weekendu rusza czwarta liga, za tydzień okręgówki. Coś wreszcie się zaczyna dziać, a jak na boiska wraca futbol, to już jest mi lepiej.
Na razie zespół ma ochotę do gry, a trenera nie opuszcza humor. I bardzo dobrze
Tam przynajmniej można mieć pewność, że mecze się odbędą (przełożenie z powodu ulewy to sprawy incydentalne). Nie tak jak w żużlu. Nie ukrywam, że jak widzę obrazki z gośćmi z łopatami albo miotłami w rękach gmerających w błocku, do tego łażącego w mazi zalegającej tor komisarza i sędziego, albo obu razem i słyszę komunikaty o opóźnieniu, kiedy wiadomo, że nic z tego nie będzie, to szlag mnie trafia.
Wiem, że na podstawie tylko prognoz, skoro deszcz nie pada, trudno odwoływać spotkania. Jednak od dwóch dni pesymiści wskazywali, że dokładnie kiedy w Lesznie powinien zaczynać się pierwszy bieg, straszliwie lunie z nieba i nic z tego nie będzie. Optymiści mówili, że jest środek lata i nie ma się czego bać. Deszcz albo przejdzie bokiem, albo będzie krótkotrwały. Nie przeszedł i nie był krótkotrwały. Naszą redakcyjną ekipę solidnie zmoczyło, a o ściganiu nie było mowy. Te przekładki to jakaś zmora!
Wróciłem w sobotę ze stadionu, usiadłem w fotelu i pomyślałem sobie, że ligowy mecz Legii w Płocku, z beniaminkiem Wisłą może być świetnym zakończeniem miłej, w sumie soboty. Nie chcę przytaczać słów jakie padły kiedy po dwóch dośrodkowaniach z rzutów rożnych beniaminek prowadził 2:0. Były strasznie grube i zupełnie nie nadają się do cytowania, nawet w najłagodniejszych fragmentach. Potem mistrz opanował sytuację, strzelił trzy gole i wygrał. Na szczęście.
Jutro zaczynają się igrzyska Rio de Janeiro. Jak obstawiacie? Przekroczymy zaklętą od Aten barierę dziesięciu medali? Sadzę, że jednak tak i oby były wśród nich zdobyte przez Lubuszan.