Kiedy dzisiejsza gazeta poszła do druku, Legia jeszcze grała z Borussią Dortmund. Nie mam więc pojęcia jaki będzie wynik, czy mistrz Polski powalczy tak żebyśmy się nie musieli wstydzić z jakiegoś obciachu. A może wbrew wszystkiemu Legia postawu się i wreszcie pokaże na co ją stać?
W czwartkowy ranek będziemy już mądrzejsi. Dziś, w środowe południe nie mam pojęcia. Szczególnie po kolejnym blamażu i porażce we wsi Nieciecza pod Tarnowem. Nie chodzi nawet o samą stratę punktów, bo to się może zdarzyć każdemu, choć Legii ostatnio stanowczo zbyt często. Chodzi o żałosny styl, a raczej kompletny jego brak. Najmocniejszy w Polsce zespół, ekipa z największym budżetem, nasza wizytówka w Europie nie może poruszać się po boisku niczym dzieci we mgle, oddawać punkty na lewo i prawo, nie potrafiąc odwrócić losów meczu mimo, że jest na to sporo czasu.
Coś jest nie tak, bo najlepsza drużyna w Polsce nie powinna być na 12 miejscu w tabeli. I nie zmieni tego nawet ewentualna dobra gra z Borussią. Liga Mistrzów to fajna rzecz, awans po 20 latach to coś pięknego, ale nie można dawać się oklepywać w lidze przez ekipy skazywane na walkę o utrzymanie albo środek tabeli.
Tymczasem piłkarska jesień w pełni. Ostatnie tygodnie nie przyniosły nic dobrego. Trzy kolejne porażki pokazały dobitnie, że ci co mówili o tym, że Falubaz bez wzmocnień nie ma szans na utrzymanie, mieli rację. Pamiętam jak zupełnie niedawno temu roztaczano mi wizję renesansu futbolu w Zielonej Górze. Było o montowaniu nowego, mocnego zespołu, nowym stadionie, sponsorach, szybkim przeskoczeniu, przynajmniej do pierwszej ligi. Potem miano się zastanawiać co dalej. Następnie było słynne wycofanie do czwartej, które w sumie okazało się sprytnym pociągnięciem. I co? Zespół zmontowano bez żadnych, nie tylko fajerwerków, ale też zawodników, którzy mogli dać jakieś gwarancje na utrzymanie. Młodzież może i gra ambitnie, ale to za mało. Pieniądze? Małe i nie dające wielkich możliwości. Sponsorzy, którzy mogliby dać nadzieję na coś lepszego? Brak.
Trudno się więc dziwić, że ekipa po kilku kolejkach jest przedostatnia, a przyszłość rysuje się raczej minorowo. Co na to ci, którzy roztaczali takie wspaniałe wizje? Dlaczego teraz milczą? Panowie, z senatorem na czele, odezwijcie się! Teraz trzeba pokazać co potraficie!
Ale prawdziwy radosny futbol jest niżej. Znajomy prezes wiejskiego klubu opowiadał mi taką oto pyszną historię. Grali pierwszy mecz w Serie B czyli klasie B. Wyszli na boisko w strojach zielono- niebieskich, a goście w niebiesko-czerwonych. Wydawało się, że nie będzie problemu w odróżnieniu swoich, od rywali. Sędzia też był tego zdania. Po kwadransie gry okazało się, że wszyscy się mylili. Kiedy egzekwowano rzut rożny pod bramką była kompletna kakofonia barw, wszyscy zlali się w jakąś pstrokaciznę i sędzia poprosił prezesa o zmianę koszulek. Zarządzono przerwę. Prezes miał tylko białe, treningowe. Co miał robić? Usiadł i mozolnie wypisywał flamastrem wielkie numery z przodu i z tyłu. Po kwadransie wrócili do gry. I było fajnie...