Moje Kresy. Znani śniatynianie (cz. 2)

Czytaj dalej
Fot. Archiwum autora
Stanisław S. Nicieja

Moje Kresy. Znani śniatynianie (cz. 2)

Stanisław S. Nicieja

W kronikach miasta Śniatyna jest wiele osób, które zapisały piękne karty w historii tego miasta. Są wśród nich również osoby związane rodzinnie z powojennym Opolem i Oławą.

Listę tę otwiera Julian Kosiński (1873-1942) - urodzony w Głuszkowie pod Horodenką, absolwent studium nauczycielskiego w Stanisławowie, żonaty z nauczycielką Stefanią Myślik. W 1918 roku został uwięziony przez Ukraińców w obozie dla internowanych w Kosaczowie pod Kołomyją, gdzie o głodzie i chłodzie przebywało i zmarło wielu polskich inteligentów. Miał szczęście i przeżył to nieludzkie więzienie. Później był długoletnim kierownikiem szkoły powszechnej na Bałkach (przedmieście Śniatyna). W 1936 roku został burmistrzem Śniatyna i pełnił tę funkcję do inwazji bolszewickiej. Dbał o wszystkie grupy narodowościowe w mieście.

Mówiono o nim „Nasz polski burmistrz, żydowski ojciec i ukraiński brat”. Za jego kadencji wzniesiono w mieście mleczarnię oraz sieć wodociągów i zbiorników wodnych, co sprzyjało rozwojowi winnic. Zlokalizowano je na stoku za kościołem ormiańskim. Posiadały 12 stopni o żelbetowych murach oporowych. Na każdym stopniu sadzono rzędy winorośli. Gdy Polska straciła Śniatyn, winnice te zostały zaniedbane, a później doszczętnie zniszczone.

Julian Kościński wyremontował też wieżę ratuszową, na której na wysokości 54 metrów osadzono hełm, a w mosiężnej kuli umieszczono ważne daty z dziejów miasta oraz dokumenty pamiątkowe opatrzone pieczęciami miejskimi świadczącymi o związkach Śniatyna z Polską. Kontynuowano również starania, aby przyznać Śniatynowi prawa miejscowości letniskowej. Zaczęto budować wille i pensjonaty. Z tego czasu zachowały się oryginalne drewniane ganki i werandy ze zdobnymi naczółkami, o mistrzowskiej częstokroć snycerce, będące świadectwem, że budowniczowie tych willi korzystali z utalentowanych stolarzy o duszach artystycznych.

W 2008 roku, już w niepodległej Ukrainie - państwie zaprzyjaźnionym z Polską, ukazał się album ze zdjęciami wybitnego ukraińskiego fotografika Wasyla Pylypyuka (Filipiuka) pt. „Sniatyne Myi” (Śniatynie mój). Są tam zamieszczone piękne zdjęcia, m.in. werand i ganków w śniatyńskich willach i pensjonatach, ale w obszernym tekście towarzyszącym tym fotografiom ani słowem nie wspomniano, że budowali je Polacy, że z pożogi pierwszej wojny światowej, która tak bardzo okaleczyła Śniatyn, miasto podniosło się i wypiękniało dzięki polskim burmistrzom. Obecne władze ukraińskie Śniatyna nie pamiętają o swych polskich poprzednikach.

W albumie nie wymieniono żadnego polskiego nazwiska. Według twórców tego albumu (do którego słowo wstępne napisał ukraiński mer miasta - Witalij Bieca) w Śniatynie mieszkali „galicjanie”, a później tylko zwolennicy UPA. W centrum miasta wzniesiono pomnik miejscowemu przywódcy UPA, który ma na sumieniu m.in. Polaków zamordowanych we wsi Trójca pod Zabłotowem. Na śniatyńskim cmentarzu zachował się do dziś nagrobek ostatniego polskiego burmistrza Śniatyna, Jana Kosińskiego - wytarto tylko z tablicy epitafijnej nazwę funkcji, jaką w mieście pełnił. Kosiński zmarł na zawał serca 18 stycznia 1942 roku, gdy do jego domu weszło gestapo, aby go aresztować.

Śniatyńscy lekarze

W Śniatynie istniał dobrze zorganizowany, obsługujący całą okolicę Szpital Powiatowy, którym w czasach polskich zarządzali dwaj bardzo zasłużeni lekarze. Pierwszym dyrektorem śniatyńskiego szpitala po odzyskaniu przez Polskę niepodległości został dr Piotr Kuśnierczyk (1874-1922) - chirurg pochodzący z Kamienicy Polskiej pod Częstochową, gdzie jego ojciec, Franciszek, był wójtem. Studia rozpoczął w Warszawie, ale za działalność konspiracyjną przeciwko caratowi został aresztowany i osadzony w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Wyszedł stamtąd po wpłaceniu przez ojca wysokiej kaucji i natychmiast zbiegł do Galicji. Po ukończeniu medycyny we Lwowie i krótkiej asystenturze u Ludwika Rydygiera zamieszkał w 1903 roku w Śniatynie z żoną, Anną z Trzecieskich (1878-1926) - absolwentką Konserwatorium Muzycznego w Warszawie.

Funkcja dyrektora szpitala była wysoko płatna, co umożliwiło Kuśnierczykowi budowę okazałego, otoczonego dużym sadem domu w stylu kolonialnym. W czasie kopania fundamentów pod ten dom natrafiono na dwa ludzkie szkielety. Znajomi odradzali budowę w tym miejscu, twierdząc, że to zły znak. Piotr Kuśnierczyk nie był człowiekiem przesądnym, ale długo tym domem się nie nacieszył. Nigdy nie dokończył tej budowy.

W 1912 roku zdarzyła się tam tragedia. Na wakacje przyjechał bratanek Kuśnierczyka, Kazimierz, chłopiec chorowity, i rodzice chcieli, aby u stryja, lekarza, nabrał sił. Z Kuśnierczykami mieszkał Julian Trzecieski - ojciec Anny, zapalony myśliwy, spokrewniony z bardzo znanym i bogatym nafciarzem spod Krosna, Tytusem Trzecieskim. Pewnego dnia gromada rozbawionych dzieci wpadła do pokoju Juliana Trzecieskiego, gdy ten czyścił broń. Przekonany, że karabin nie jest nabity, dla zabawy wymierzył go w dzieci i nacisnął spust. Kula śmiertelnie trafiła sześcioletniego Kazika. Julian Trzecieski nie mógł sobie tego wybaczyć do końca życia. Opuścił Śniatyn i zamieszkał we Lwowie. W 1930 roku spoczął na Cmentarzu Łyczakowskim. Wakacyjny dramat pogrążył w smutku całą rodzinę.

Piotr Kuśnierczyk zmarł na raka żołądka i spoczął w grobowcu burmistrzów Niemczewskich na cmentarzu w Śniatynie. Miał opinię bardzo ofiarnego lekarza. Po jego śmierci uhonorowano go dużym olejnym portretem umieszczonym w głównej sali „Sokoła”.

Spośród jego ośmiorga dzieci córka Wanda (1903-1996) wyszła za mąż za oficera Pułku Huculskiego - Tadeusza Musiałowicza (1890-1976), znanego kolekcjonera sztuki huculskiej; młodsza - Janina (1907-1987) została żoną polskiego dyplomaty Jana Knapika (1891-1944), kolegi Aleksandra Cybulskiego - ojca słynnego po wojnie aktora, Zbigniewa Cybulskiego; a syn - Tadeusz Kuśnierczyk (1901-1949), z wykształcenia (podobnie jak ojciec) chirurg po Uniwersytecie Lwowskim, został dyrektorem szpitala w Łęczycy, a później organizatorem szpitala w Bochni, gdzie zmarł na wylew krwi do mózgu tuż po ciężkiej operacji, którą prowadził. Pacjent przeżył, lekarz zmarł.

Następcą na stanowisku dyrektora szpitala po Kuśnierczyku został dr Mikołaj Zaliwski - internista, ginekolog i chirurg, który równocześnie prowadził rozległą prywatną praktykę lekarską. Na wiejskiej furmance po wyboistych drogach docierał do chorych we wszystkich okolicznych wsiach. Potrafił późnym wieczorem pojechać do chorego pacjenta, by zapytać, jak się czuje. Cieszył się wielkim mirem społecznym. Słynął z punktualności. Według rytmu jego dnia można było regulować zegarki.

Żonaty z Rosjanką, kobietą wyjątkowej ogłady towarzyskiej i kultury literackiej, miał z nią pięć córek. Uczestniczył w przyjściu na świat Zbyszka Cybulskiego, po wojnie wybitnego aktora, i jego brata Antoniego, prawnika. Zbyszek Cybulski wielokrotnie mówił o doktorze Zaliwskim z wielką atencją. Śniatynianka Krystyna Drzewiecka-Hawrylakowa wspominała swoje spotkanie z Cybulskim we wrocławskim klubie studenckim „Pałacyk”: „Jesteś ze Śniatyna?” - zapytał mnie na początku rozmowy. „A znałaś Zaliwskich i ich córkę Nanę, którą los rzucił do Londynu?”. Po wysiedleniu ze Śniatyna dr Mikołaj Zaliwski zmarł w Bydgoszczy.

Lekarzem szkolnym w śniatyńskim Gimnazjum im. Franciszka Karpińskiego był ceniony (podobnie jak Mikołaj Zaliwski) dr Zygmunt Wyszkowski. Prowadził gabinet lekarski i opiekował się drużynami harcerskimi podczas ich wyjazdów na obozy. Miał trzech synów, z których dwaj, Jerzy i Witold, byli po wojnie znanymi w Krakowie lekarzami, a trzeci, Stefan, był biologiem.

Ważną postacią w polskim Śniatynie był Adolf Myślik - technik drogowy, jeden z najbardziej aktywnych organizatorów życia kulturalnego w tym mieście, twórca teatru amatorskiego w „Sokole” (bywał w nim i aktorem, i suflerem). Aresztowany przez Niemców w listopadzie 1942 roku trafił do więzienia w Kołomyi, a później do obozu koncentracyjnego w Majdanku. Według informacji, którą żona otrzymała od komendanta obozu, zmarł 21 marca 1943 roku na „złośliwą anemię” - czyli z głodu i wycieńczenia.

Jego synem był Tadeusz Myślik (1929-2011) - ekonomista, dziennikarz, poseł na Sejm PRL, aktywny w kole poselskim „Znak”, później konsul generalny RP na Białorusi, radca ambasady RP w Bukareszcie, redaktor „Tygodnika Powszechnego”, współzałożyciel i wieloletni przewodniczący spółki wydawniczej „Libella”. Jako czternastolatek trafił do armii gen. Zygmunta Berlinga i był tzw. „synem pułku”. Po przejściu szlaku na Berlin osiadł w Oławie, gdzie był początkowo listonoszem i organizatorem tamtejszego harcerstwa. W 1947 roku jako jeden z siedmiu uczniów otrzymał w Oławie świadectwo maturalne. Studiował w Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Był założycielem tygodnika „Odrodzenie”. Często przyjeżdżał na zjazdy absolwentów do oławskiego liceum. Jego matka była nauczycielką w gimnazjum śniatyńskim.

W Śniatynie urodził się Bolesław Telipa (1933-2010). Jego ojciec był dostawcą wędlin na dwór rodziny Jaruzelskich i zmarł na tyfus w 1945 roku, w czasie ucieczki przed banderowcami. Bolesław osiadł po wojnie w Oławie-Laskowicach. Ukończył Liceum sztuk Plastycznych we Wrocławiu, a później przez 35 lat był szefem pracowni plastycznej w Jelczańskich Zakładach Samochodowych oraz ilustratorem gazety „Głos Jelcza”. Wydał trzy albumy swoich rysunków. Zasłynął jako karykaturzysta wyszydzający różnego rodzaju absurdy w życiu społecznym. Swoje karykatury zamieszczał w gazetach wrocławskich: w „Słowie Polskim”. „Wieczorze Wrocławia” czy w wysokonakładowej „Gazecie Robotniczej”.

W Opolu zamieszkał urodzony w Śniatynie Stefan Tarnawski (rocznik 1927) - pedagog, dyrektor kilku szkół na Śląsku, m.in. w Cieplicach i Olszynie Lubańskiej, wykładowca przedmiotów technicznych w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu. Jego ojciec, Michał Tarnawski (1892-1976), był organizatorem i komendantem placówki straży granicznej w Stecowej, a potem komendantem powiatowym w Śniatynie, miał liczne zasługi wojenne i medale za odwagę (był m.in. obrońcą Lwowa w 1919 i Warszawy w 1920 roku).

Żonaty z Anną Szpiech (1898-1971), miał z nią pięciu synów, których później losy wojenne rozrzuciły po całym kraju. Synowie - Romuald (rocznik 1925), Ryszard (1926-1995) i Leonard - zostali zawodowymi żołnierzami (pierwszy w stopniu podpułkownika, drugi - kapitana, trzeci - pułkownika); Adam (1938-1945) zmarł jako dziecko, a syn Stefan wybrał niewojskową karierę. Związał się z Opolem i poza pracą pedagogiczną dokumentował przeszłość Śniatyna. To dzięki niemu zachowało się wiele unikatowych zdjęć i dokumentów śniatyńskich. Jego synową jest Ewa Tarnawska - anglistka, dyrektorka opolskiego Kolegium Języków Obcych.

Przodkowie Tadeusza Pabisiaka

Ze Śniatyna wywodzi się rodzina muzyka, jazzmana i wirtuoza gry na gitarze klasycznej Tadeusza Pabisiaka (rocznik 1953). Jego dziadek, Kazimierz Berezowski (1892-1960), zmobilizowany w czasie I wojny światowej do armii austro-węgierskiej, podczas ciężkich bojów, jakie toczyły armie generałów Piotra Krasnowa i Carla Gustawa Mannerheima pod Zaleszczykami i Śniatynem, został ciężko ranny. Ponieważ nie dawał znaków życia, złożono go na pryzmie trupów. W nocy odzyskał jednak przytomność i zdołał doczołgać się do pobliskiej zagrody, gdzie udzielono mu pomocy. Gdy kończyła się wojna, był w randze porucznika. Wrócił do rodzinnego Śniatyna, gdzie jako zawodowy murarz prowadził małą firmę budowlaną. Mieszkał z żoną, Karoliną z Bigajewskich (1892-1981), w domu na wzgórzu, z widokiem na Prut, gdzie sąsiadami byli nie tylko Polacy, ale Ukraińcy i Żydzi. Ich córka Bronisława (1923-2006) była absolwentką szkoły krawieckiej.

Druga wojna światowa zburzyła uporządkowany świat Berezowskich. Przeżyli wojnę dzięki ukraińskim sąsiadom, którzy ostrzegli ich przed banderowcami i pomogli ukryć się w czasie nocnego napadu na ich dom. W maju 1945 roku Berezowscy opuścili na zawsze Śniatyn i wyjechali do Chojnowa na Dolnym Śląsku. Tam Bronisława Berezowska poznała Kazimierza Pabisiaka (1920-2001) - pochodzącego z okolic Wielunia pracownika nadleśnictwa w Chojnowie, który szczęśliwie przeżył tragiczne bombardowanie swego rodzinnego miasta 1 września 1939 roku. W 1951 roku Pabisiakowie przeprowadzili się do Brzegu, gdzie urodziło się im troje dzieci: Leszek, Jolanta i najmłodszy - Tadeusz, który po ukończeniu studiów w Opolu stał się jedną z wyrazistych postaci artystycznych w tym mieście. Wyróżniał się jako animator kultury, inicjator i organizator międzynarodowych festiwali „Jazz Rock Meeting”, „Jazz w Pałacu” i „Rock nad Odrą”. Został założycielem i właścicielem najstarszego w Opolu klubu muzycznego o nazwie „Dworek Artystyczny Tadeusza Pabisiaka”, w którym od lat prowadzi działalność koncertową i wystawienniczą z udziałem zagranicznych i polskich artystów. Był także menedżerem, odkrywcą i promotorem talentów muzycznych (m.in. Pawła Kukiza). Jest twórcą Opolskiej Alei Gwiazd przy swoim dworku artystycznym.

Jako muzyk Tadeusz Pabisiak nagrywał dla Polskiego Radia, występował w programach telewizyjnych i realizował filmy muzyczne. Parał się też publicystyką, publikując swoje artykuły m.in. na łamach „Ruchu Muzycznego”, „Jazzu”, „Tygodnika Kulturalnego” i „Teatru”. Zasłynął jako wirtuoz gry na gitarze klasycznej. Założył własny zespół pod nazwą „Tadeusz Pabisiak Quartet”. Koncertował w wielu krajach europejskich, w Stanach Zjednoczonych i w Izraelu. Wspólnie z aktorką i poetką Martą Klubowicz utworzył „Performens Poetycki”. Koncertował m.in. z hiszpańskim śpiewakiem flamenco Borią Soto.

Jego dziadkowie i matka po traumie ucieczki przed banderowcami nigdy nie odważyli się po wojnie pojechać do Śniatyna. On wybrał się w podróż sentymentalną do miasta swych przodków w 2015 roku i bardzo przeżył niezwykle serdeczne przyjęcie go przez ukraińskie władze Śniatyna. Zorganizowano mu cykl wspólnych koncertów z ośmioosobowym ukraińskim zespołem smyczkowym „Quattro Corde” w Stanisławowie oraz w domach kultury w Kołomyi, Śniatynie, Kałuszu i Dolinie.

Strażniczka pamięci o polskim Śniatynie

Stefan Tarnawski utrwalał pamięć o Śniatynie w Opolu, a w niedalekiej Oławie podobną rolę spełniała Maria Kiwacka-Kucab (1924-2016) - córka Leona Kiwackiego, strażnika granicznego w Stecowej pod Śniatynem. Maria Kucabowa po wojnie przez 42 lata uczyła matematyki w szkole podstawowej w Osieku Oławskim. Napisała książkę „Nasza przeszłość - wspomnienia”, w której zamieściła wiele fotografii i opisała historię śniatyńskiej społeczności w czasie okupacji. Od lat gimnazjalnych była pasjonatką harcerstwa. W Oławie i Osieku Oławskim wspólnie z przyjaciółką, Janiną Halecką (zm. 1980) - córką kołomyjskiego fryzjera Feliksa Haleckiego, zapisały piękną kartę w dziejach harcerstwa ziemi oławskiej.

Druhnę Halecką - czytamy we wspomnieniach Marii Kucab - poznałam w lipcu 1930 roku na obozie harcerskim w Szeszorach koło Kosowa. Opiekowała się nami druhna Janina Halecka, która była oboźną. Pamiętam, jak w strugach ulewnego deszczu nosiłyśmy na górę deski na budowę prycz. Stoły i ławki do naszej obozowej jadalni ustawiono pod rozłożystym drzewem, poniżej był domek, w którym była kuchnia. Mycie i pranie robiłyśmy w górskiej rzeczce.

Te spartańskie warunki, w jakich wyrastała młodzież związana z harcerstwem w II Rzeczypospolitej, są dziś trudne wręcz do wyobrażenia. Ale taka była idea skautingu: hartowanie ducha i charakterów. Powiedzenie: „Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy”, które powszechnie wówczas znano i stosowano, uczyło obowiązkowości i prawdomówności.

Maria Kucab w swoich wspomnieniach ukazała ideowość przedwojennych harcerzy i jak ta idea była kultywowana po wojnie w jej nowym, oławskim środowisku. Janina Halecka zmarła w 1980 roku. Jej życzeniem było, aby pochować ją w mundurze harcerskim. Spoczywa na cmentarzu w Oławie. Córka Marii Kucab, Joanna, ekonomistka, jest żoną twórcy i długoletniego rektora Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu - prof. Mariana Duczmala.

Stanisław S. Nicieja

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.