Wakacje. Trwają w najlepsze, bo spoglądając na kalendarz to dopiero początek kanikuły. W sporcie zawsze okres ogórkowy czyli nic się nie dzieje. Zdani jesteśmy na wyobraźnię choć bardziej loty piszących czy mówiących. Taka letnia tendencja.
Ogrodnikiem nie jestem, ale jakoś tych ogórków to dużo nie będzie. Ledwo skończyło się Euro, w Amsterdamie poszaleli lekkoatleci, jedzie Tour de France z Rafałem Majką na czele, za chwilę ruszy nasz wyścig narodowy. Tradycyjnie w międzyczasie nasze ligowe drużyny pałętają się po Europie, by już w piątek rozpocząć sezon. Oddechu brak, bo mija dzień za dniem a już na horyzoncie Igrzyska Olimpijskie. Gdzie te wakacje?
Żużlowych też nie widać. Wprawdzie Falubaz na lipcowej wycieczce objazdowej – Rybnik, Tarnów, a i Leszno jeszcze. W międzyczasie walka o Drużynowy Puchar Świata i nawet się nie obejrzymy, a zabrzmi pierwszy dzwonek. Urok lat przestępnych. Dzień więcej, a czasu jakby mniej – dla kibica sportowego oczywiście.
Trochę euforii po Grand Prix Wielkiej Brytanii. Bartosz Zmarzlik znów zrobił krok ku... On nic nie musi, więc za kilka lat uzupełnię, choć pewnie wszyscy wiedzą i widzą, że przyjdzie taki czas, że dokona tego, co jest mu pisane. Krok po kroku, albo bardziej wyścig po wyścigu, gorzowianin jedzie we właściwym kierunku. Reszta – czyli Piotr Pawlicki i Maciej Janowski też jadą we właściwą stronę. Zbierają punkty, czasem zachwycają, ale spoglądając na klasyfikację niemalże na półmetku, a także w terminarz rund Grand Prix to nasz biało-czerwony tercet realnie patrząc powinien pozostać w tym elitarnym cyklu na rok przyszły. To plan minimum. Lepiej być może i pewnie będzie.
Oddechu brak, na horyzoncie już igrzyska olimpijskie. Gdzie te wakacje?
A powinno być, bo już za chwileczkę, już za momencik półfinał w Vojens i ogólnonarodowa dyskusja czy Marek Cieślak dobrze wybrał. Będą zadowoleni, będą krytycy, ale jak zawsze odpowiedzialność bierze na siebie Narodowy. Wszystko zweryfikuje tor – powiedzenie wyświechtane i stare jak świat, ale prawdziwe. Najpierw ten w Danii – tak szczęśliwy kilka lat temu dla Polaków – a później ten w Manchesterze. Tam walka będzie szła o całą pulę, bo nad Wisłą nikogo nie zadowoli powtórka sprzed roku. Celem jest i być musi powrót biało-czerwonych na tron. Taki rok. Piłkarze dobrze, lekkoatleci jeszcze lepiej to i żużlowcy muszą zrobić wynik.
Ligowo to mamy odrabianie zaległości. Mistrz Polski w meczu o pozostanie w Speedway Ekstralidze – tak to wyglądało - ograł Unię z Tarnowa. Punkty zrobił Nicki Pedersen, więc teoria „duńskiej solidarności” nie znalazła potwierdzenia. Lesznianie odetchnęli, ale ambicje sięgają półfinału. Mecz z Falubazem jawi się w Lesznie jako być albo nie być nie tylko Duńczyków, ale i paru głównodowodzących. W biało-niebieskim tyglu przez najbliższe kilka tygodni będzie się działo. Będą ogórki po leszczyńsku, w końcu taki mamy teraz sezon.
Rafał Darżynkiewicz