Wiedeńska busola
Kiedyś nie przepadałam za Wiedniem. Wydawał mi się zbyt napuszony, zbyt elegancki, pozbawiony nuty szaleństwa sprawiającej, że chciałoby się do niego wracać. Odkąd częściej zdarza mi się w nim bywać, fascynuje mnie coraz bardziej, raz po raz odkrywa przede mną swoje tajemnice, ukryte w murach szacownych kamienic i to nie tylko w obrębie pierwszego ringu.
I wcale nie mam tu wyłącznie na myśli nazistowskiej przeszłości Austrii, o której pisałam w zeszłym tygodniu w kontekście książki „Między Placem Bohaterów a Rechnitz”.
Nie dziwię się więc francuskiemu pisarzowi Mathiasowi Énardowi, że właśnie Wiedeń wybrał na miejsce akcji swojej powieści pt. „Busola”. Choć chodziło mu nawet nie o samo miasto, ale o jedno z tych ukrytych za szczelnie zasłoniętymi, ciężkimi storami mieszkań, którym od lat przypatruję się z ciekawością, spacerując po tamtejszych ulicach.
Intryguje mnie ich niepokojąca aura, nieco mroczna, choć podszyta zamożnością i statecznym rytuałami, którym patronuje codzienna lektura prasy w stylowej kawiarni, przy pysznej skąd inąd kawie melange.
To w takiej kamienicy mieszka Franz Ritter, główny bohater „Busoli”, z którym spędzamy noc. Jest to noc bezsenna, bo Franz jest śmiertelnie chory, co niebawem mają potwierdzić wyniki badań, na które czeka. W sennej malignie, wywołanej opium, powracają do niego wspomnienia o niespełnionej miłości do Sary.
Ich drogi przecięły się podczas jednej z orientalistycznych konferencji, na którą Franz został zaproszony jako muzykolog zajmujący się recepcją muzyki wschodniej u europejskich kompozytorów. Ona brylowała tam jako ekspertka od obrazu Wschodu w relacjach podróżników ze starego kontynentu. Wspólna pasja zaowocowała wyprawą do Teheranu, gdzie spędzili razem jedną jedyną noc.
Intryguje mnie ich niepokojąca aura, nieco mroczna, choć podszyta zamożnością i statecznym rytuałami
Ten niespełniony romans jest teraz dla Franza najistotniejszym wspomnieniem. Rozmyśla o nim podczas niekończącego się, nocnego czuwania. Bez wątpienia sprawił to niedawno otrzymany od Sary list, który, gdyby nie okoliczności związane z chorobą Franza, mógłby dawać nadzieję na powrót do niegdysiejszych rojeń o wspólnym życiu.
Książka Mathiasa Énarda nie jest tylko klasycznym romansem. Jest niezwykle erudycyjną opowieścią, w której pojawiają rozważania na temat sztuki Persji, związków kulturowych Wschodu i Zachodu dzisiaj kompletnie zaprzepaszczonych przez ekstremistów. Nie brakuje w niej odniesień do Prousta czy Manna, perskich poematów czy dzieł największych kompozytorów. I choćby przez to jej lektura jest niezwykle ciekawa.
Polecam sięgnąć po nagrodzoną przez członków Akademii Goncourtów, a opublikowaną u nas przez Wydawnictwo Literackie „Busolę” w ostatnie ciepłe popołudnia tego roku i snuć się z nią wolno w rytmie babiego lata czy spacerów po wiedeńskich ulicach.